- Wstęp
Prawosławny chrześcijanin dziś wielokrotnie staje wobec pytania skąd jesteśmy, skąd się wzięliśmy? Odpowiedź znajduje już w szkole podstawowej z całą pewnością twierdzącej, iż powstaliśmy w wyniku ewolucji, a choć współczesny świat od najmniejszych już istot ludzkich domaga się myślenia racjonalnego, spłycając całą duchowość do sfery prywatności i choć w tej zeświecczonej szkole życia trudno wyrobić sobie pogląd na powstanie wszechświata i życia zgodny z prawdą przekazaną nam przez Tradycję chrześcijańską a jednocześnie zgodną z empiryczną wiedzą nauczaną w szkołach to w poniższej pracy spróbuję przedstawić poglądy znajdujące rozwiązanie w tej, wydawałoby się nie do pogodzenia, sytuacji.
Spróbuję przedstawić poglądy starożytnych i argumenty ewolucjonistów. Spróbuję także przedstawić pogląd chrześcijańskiego kreacjonizmu reprezentowanego przez myślicieli i teologów protestanckich i katolickich a także próby pogodzenia wyznawanej przez świat naukowy ewolucyjnej genezy świata i człowieka z prawdą o stworzeniu przekazaną przez Pismo Święte i Tradycję chrześcijańską. Na koniec zaś chcę przedstawić tradycyjne poglądy wyznawane przez ojców Cerkwi.
Temat pracy dotyczy odkryć i ich empirycznej analizy ostatnich kilkudziesięciu lat, a w związku z tym, że posiadam, jak myślę, dość dobre przygotowanie biologiczne i genetyczne wybrałem go, ponieważ wielu moich znajomych również duchownych nie ma możliwości obrony tradycyjnych wartości i przekonań w zderzeniu z całym szeregiem ewolucyjnych, biologicznych argumentów. Argumentów na tyle silnych, że przekonują one całkowicie młodzież, którą zdarzyło mi się uczyć na lekcjach religii, a z którą na ten temat wiele dyskutowałem. W pracy oparłem się o dostępne publikowane materiały, a także o rozpowszechniane w Internecie poglądy. Bo przecież dzisiejsza młodzież bazuje głównie na elektronicznych środkach przekazu informacji. Poglądy Cerkwi – zgodne z moimi, oparłem głównie, choć nie tylko, na pracy o. Serafina Rose Genesis, Creation and early man, The orthodox chrystian visio, we własnym tłumaczeniu.
Jak przed prawie dwoma tysiącami lat tak też i obecnie konflikt pomiędzy wiarą chrześcijańską a nauką filozofów (dziś naukowców) w tak podstawowej kwestii jaką jest powstanie życia i wszechświata poróżnia miliony i często powoduje sceptycyzm wiary współczesnego człowieka – nastawionego na doświadczalne, powtarzalne poznawanie rzeczywistości.
- Niechrześcijańskie poglądy na powstanie świata
Starożytni Grecy „na pytanie jak powstał świat, gotową odpowiedź znajdowali w religii. W umysłowości Greków była silnie zakorzeniona myśl o wyłanianiu, rodzeniu się świata. Myśl ta pozostała i u pierwszych filozofów mimo całej oryginalności ich stanowiska”[1] We wczesnym okresie hellenistycznym większość Greków wierzyła, że świat wyłonił się z Oceanosa, ale jednocześnie istniały i inne poglądy, np.: o „jaju kosmicznym”. Aż wreszcie Ferykades z Syros opisał bóstwo kształtujące świat: „Zeus i Chronos byli wiecznie, jak i Chtonie (Ziemia) Zeus zmienił się w Erosa i stworzył świat”[2] Potem Platon podniósł ideę tworzenia świata do pewnika, dodając demiurga i cały system świata niedoskonałego w konfrontacji ducha i materii. Demokryt zaś pisał, że życie nie jest wynikiem jakiejś interwencji z zewnątrz, lecz wynikiem działania sił mechanicznych wewnątrz samej natury. Wiara zaś wynika ze strachu przed groźnymi zjawiskami przyrody.
Jednak wcześni apologeci chrześcijańscy i ojcowie kościoła musieli polemizować z Neoplatonizmem – wznowioną i religijną interpretacją filozofii Platona, która kwitła w okresie od III do IV w. Głosił on argumenty przemawiające za istnieniem duszy, czyli psyche, umysłu albo nous i Jedności albo hen, z czego powstał świat materialny przez swoistego rodzaju emanację.[3] Reasumując stwierdzić należy, że większość współczesnych poglądów ewolucyjnych tak naprawdę osadzona jest w filozoficznej myśli na pograniczu starożytnego i nowożytnego świata.
Islam jest religią monoteistyczną – opartą na księgach objawionych, którymi są Koran, Stary i Nowy Testament, jest religią z wielkimi ambicjami zbudowania „królestwa z tego świata”, które ma być przygotowaniem do „świata przyszłego”. Bóg przebywa poza czasem przestrzenią i jest przyczyną wszystkiego. Na początku była woda a Bóg stwarzał wszystko dla człowieka (opis stworzenia zaczerpnięty z Biblii) Dla muzułmanina Islam jest religią Boga, tzn., że nie zaczął się on od VII w., lecz co najmniej od stworzenia świata. Kiedy Bóg stworzył świat, wyposażył go w siły natury, prawa, które miały działać wg Jego wskazań. Bóg nie pozostawił człowieka na ziemi bez kierownictwa. Od czasu do czasu zsyłał swoich proroków, żeby go kierowali na właściwą drogę. Pierwszym prorokiem był Adam jako nieomylny – nie popełnił grzechu, a po zjedzeniu owocu z drzewa wiadomości złego i dobrego stał się prorokiem wszystkowiedzącym. W islamie celem życia człowieka jest zdobycie doskonałości, a jest to cel, który leży w zasięgu możliwości człowieka. Wierni przyjmując Stary Testament, przyjmują zasadę stworzenia świata i człowieka przez Boga, choć panuje kilka równocześnie akceptowanych nauk: – część odrzuca teorię ewolucji, niektóre przyjmują ją za wyjątkiem ewolucji człowieka, większość usadawia się pomiędzy oboma tymi poglądami.
Buddyzm – jest w założeniu systemem ateistycznym; w buddyzmie bogowie nie mają żadnego znaczenia wobec samodzielnej drogi jednostki do doskonalenia się i wyzwolenia. Punktem centralnym buddyzmu jest problem cierpienia, ujęty w tzw. cztery szlachetne prawdy. Celem życia jest wyzwolenie z cierpienia (tj. kręgu wcieleń) i osiągnięcie całkowitego spokoju, wygaśnięcie wszelkich pragnień w nirwanie. Kolejne byty łączące tzw. Osobowość ludzką zmieniają się pod wpływem darhm (reinkarnacja), podległych prawu przyczynowości, które konsekwentnie wymierza zapłatę za czyny dobre i złe; etyczna wartość uczynków karma, wpływa na rodzaj następnego wcielenia. Samodoskonalenie duchowe sprzyja osiągnięciu coraz wyższego bytu; najłatwiej je osiągnąć w izolacji od świata, w obrębie gminy zakonnej. Klasztory są jedynymi zorganizowanymi instytucjami buddyzmu.
We wszechświecie, czy w świecie reinkarnacji nie ma po prostu miejsca na interwencję boską, bo ewolucja dokonuje się według praw przyczynowości; nie stworzył go bóg (Brahma), a jeśli Bóg sądzi, że jest Bogiem, i że to on stworzył istoty żyjące, to naprawdę ulega złudzeniu jako istota żyjąca (w mym mniemaniu byt osobowy). Bogowie również podlegają prawom przyrody, rządzącym odradzaniem się i umieraniem istot żyjących, tak samo jak ludzie, a od nich różnią się tylko wyższym poziomem życia i przebywaniem w atmosferze rozrzedzonej. Buddyzm odrzuca wiarę w wiecznego Boga i w duszę, mającą być czy to odbiciem Boga, czy Jego cząstką. Jak widzimy buddyzm jest religią w sposób niemal „doskonały” łączącą współczesne prawdy naukowe ze światem ducha – we władaniu demona, który mówi człowiekowi: „będziecie jako bogowie”, możecie samo się doskonalić, aż staniecie się Bogiem. Niestety dziś to kłamstwo wspierane naukowymi autorytetami zdobywa coraz większą popularność w chrześcijańskiej dotychczas kulturze.
A co o początku świata myśli współczesny naukowy świat?
Teoria ewolucji bardzo się upowszechniła w dzisiejszych czasach. Uważa się ją za najbardziej rozsądną i zgodną z tzw. zdrowym rozsądkiem, zgodną z wieloma dowodami naukowymi i poglądami obowiązującymi w nauce. Każdy o niej słyszał, a większość przyjmuje ją w zasadzie bez zastrzeżeń. Większość współczesnych chrześcijan uważa, że siła argumentu naukowego jest ostatecznym kryterium prawdy, a teologia, aby nie popaść w zabobon i fanatyzm, musi przyjąć osiągnięcia współczesnej nauki, włączając w nią również teorię ewolucji. Jeśli jest ona niezgodna z Pismem Świętym to tym gorzej dla Pisma, którego do tej pory nie rozumieliśmy właściwie. Z tej sytuacji widoczne są właściwie tylko dwa wyjścia: albo zrezygnować całkowicie i odrzucić naukę Pisma Świętego, albo tak ją reinterpretować i dopasować, aby była zgodna z nową „objawioną” prawdą naukową, która w międzyczasie staje się ostateczną wykładnią. Reinterpretacja polega na tzw. alegorycznym rozumieniu tekstów Pisma. Stosując tą metodę wielu współczesnych chrześcijan „pogodziło” wymogi nauki i wiary.
A czymże właściwie jest ta teoria ewolucji?
W szkołach naucza się ją w ten sposób: „W roku 1859 Karol Darwin przedstawił światu Tajemnicę Tajemnic. Pracował nad nią długo, dwadzieścia lat. Nikt przed nim nie potrafił wyjaśnić, jak powstawały nowe gatunki na Ziemi. Jedni mówili, że każdy z osobna został stworzony w formie doskonale przystosowanej do warunków, w których żyje. Ale było to kiepskie wyjaśnienie. W takich samych warunkach występują nieraz różne gatunki, w różnych – takie same. Syberyjskie mamuty były bardzo podobne do afrykańskich słoni, a trudno przecież o bardziej różniące się warunki. Inni twierdzili, że to środowisko modelowało zamieszkujące je organizmy, ale jak tego dokonywało – nikt nie wiedział. Niektórzy mówili, że gatunkami kieruje wewnętrzna siła, pęd do doskonałości, ale był to czysty mistycyzm – XIX-wieczna nauka odchodziła już od takich „wyjaśnień”. W połowie XIX wieku wielu badaczy dojrzało już do tezy, że gatunki zmieniały się w czasie – udowodniono, że kiedyś żyły na Ziemi inne niż dziś organizmy i że wiele współczesnych i kopalnych form wykazywało wyraźne więzy pokrewieństwa. Ale jaki był mechanizm tych zmian?
W roku 1836 Karol Darwin wrócił ze swej pięcioletniej podróży dookoła świata pełen pomysłów, z tonami zebranych okazów i tomami notatek. Zajął się opracowywaniem swych materiałów, hodowlą gołębi i czytaniem. Czytał dużo – teksty geologiczne, paleontologiczne, biologiczne. Któregoś dnia (od niechcenia, jak sam powiedział) rzucił okiem na stare dzieło Malthusa dotyczące człowieka – wojen, głodu, chorób i innych nieszczęść (Thomas Malthus, Essay on the Principle of Population, 1797). Malthus dowodził, że gdyby nie one, dawno już na Ziemi zabrakłoby miejsca dla ludzi. I wtedy Darwin doznał olśnienia (to też jego słowa): w przyrodzie jest tak samo. Na świat przychodzi dużo więcej potomstwa, niż może pomieścić środowisko – większość musi więc zginąć. Przeżywają tylko nieliczni, ale za to najlepsi. I to jest mechanizm zmian: selekcja – nieustająca, powolna, powszechna. Nikt nie dąży do doskonałości, nikt w ogóle do niczego nie dąży, środowisko niczego nie kształtuje, nikt niczego nie chce. Wszystko, co widzimy dokoła, całe piękno, ale i cała nędza ożywionego świata, tysiące żyjących i miliony wymarłych gatunków, wszystko to zawdzięcza swoje istnienie tylko jednemu – nadprodukcji i selekcji potomstwa. Wszystkie istoty są doskonale przystosowane do środowiska, a cała przyroda funkcjonuje bez zgrzytów i zahamowań, ale ten powszechnie obserwowany ład i porządek jest w istocie ubocznym efektem morderczej walki o byt prowadzonej „na dole” – można śmiało założyć, że każde udane rozwiązanie okupione zostało nieskończoną liczbą porażek. Ziemia jest cmentarzyskiem osobników i gatunków, którym się nie powiodło. Rodzi się za dużo dzieci – i dlatego słoń ma mocną trąbę, żyrafa długą szyję, a kwiaty pięknie pachną: bo gdyby trąba była za słaba, szyja za krótka, a zapach mało pociągający, inne słonie, inne żyrafy lub inne rośliny miałyby więcej dzieci od „nas”. To wszystko.”[4]
Można stwierdzić, że darwinowski mechanizm doboru naturalnego (selekcji naturalnej) wywodzi się z czterech obserwacji świata przyrody i opiera się na czterech podstawach:
- Nadprodukcja: liczba wydawanego na świat potomstwa każdego gatunku jest znacznie większa niż liczba osobników osiągających zdolność do reprodukcji.
- Zmienność: w potomstwie występują różnice międzyosobnicze. Należy pamiętać, że zmienność niezbędna w ewolucji wynikającej z doboru naturalnego ma charakter genetyczny i może być przekazywana potomstwu. Jakkolwiek Darwin doceniał znaczenie zmienności, nie znał jej genetycznego podłoża.
- Współzawodnictwo: organizmy konkurują ze sobą o ograniczone, dostępne dla nich zasoby (jest to walka o byt).
- Przeżyć, aby się rozmnażać: osobniki odznaczające się najkorzystniejszymi cechami mają największe szansę przeżycia i reprodukcji. Proces doboru naturalnego (selekcji naturalnej) powoduje zatem wzrost liczby korzystnych i spadek liczby niekorzystnych genów w populacji. Taka populacja staje się lepiej przystosowana do miejscowych warunków. Po pewnym czasie zmiany te kumulują się w populacjach geograficznie od siebie oddzielonych i mogą być na tyle znamienne, że spowodują powstanie nowego gatunku.
Ponad pięćdziesiąt lat temu biologowie połączyli mendlowską genetykę z teorią darwinowską i przedstawili wyczerpującą interpretację ewolucji, znaną jako neodarwinizm lub potocznie – jako syntetyczna teoria ewolucji. Od chwili jej powstania dobrze się zakorzeniła i zdominowała zarówno sposób myślenia, jak i badania naukowe wielu biologów, co w efekcie doprowadziło do nagromadzenia ogromnej liczby dowodów na istnienie ewolucji. Biologowie akceptują podstawowe zasady syntetycznej teorii ewolucji, lecz ostatnio przyglądają się krytycznie niektórym jej aspektom. Na przykład zastanawiają się, jaka jest rola przypadku w wyznaczaniu kierunku ewolucji? Jak szybko powstaje nowy gatunek? Te pytania zrodziły się częściowo wskutek zweryfikowania niektórych dowodów kopalnych, a częściowo w wyniku odkryć molekularnych aspektów dziedziczności. Tego typu rozważania stanowią integralną część procesu naukowego, stymulują bowiem do podjęcia dodatkowych obserwacji i doświadczeń oraz zmuszają do refleksji nad uprzednio nagromadzonymi dowodami. Nauka jest procesem ciągłym, a informacje, które możemy uzyskać w przyszłości, mogą wymagać od nas pewnych modyfikacji syntetycznej teorii ewolucji. Większość bezpośrednich dowodów świadczących o ewolucji wywodzi się z geologii i paleontologii. Geologia zajmuję się badaniem Ziemi i jej historią, a paleontologia – odkryciami, identyfikacją i interpretacją skamieniałości (skamielin). Pojęcie skamieniałość odnosi się nie tylko do części ciała organizmów, które mogły przetrwać, lecz także do każdego odcisku lub śladu dawnych organizmów.
Również badania w dziedzinie biochemii i biologii molekularnej nad podobieństwami i różnicami organizmów dostarczają dowodów na istnienie więzi ewolucyjnych. Ponadto ewolucyjne rodowody oparte na właściwościach biochemicznych i molekularnych dokładnie przypominają rodowody oparte na cechach morfologicznych i dowodach kopalnych. Następnym dowodem podobieństwa wszystkich istot żywych jest uniwersalność kodu genetycznego, który wyznacza sekwencję trzech nukleotydów w DNA, stanowiących znak kodowy dla trzech nukleotydów mRNA, będących z kolei znakiem kodowym dla jednego szczególnego aminokwasu w łańcuchu polipeptydowym, tzn., że cała ożywiona przyroda dziedziczy się tak samo. Końcowym etapem tych zmagań o przetrwanie jest człowiek wywodzący się od zwierzęcego przodka.
Znajdujemy również wiele dowodów pośrednich jak: wspólne pochodzenie organizmów żywych, dane z dziedziny taksonomii uwzględniają: wygląd zewnętrzny, sposób poruszania się, sposób zdobywania pożywienia, symetrię ciała, sposób rozmnażania się, typ rozwoju zarodkowego, właściwości fizjologiczne (mln. gatunków owadów ma ten sam układ wydalniczy). Dowodami pośrednimi są także narządy homologiczne i analogiczne. Pierwsze mają takie same pochodzenie, ten sam plan budowy, ale spełniają różne czynności np.: skrzydła ptaka, noga konia, płetwa wieloryba, ręka człowieka – wszędzie są te same kości, ale kończyny te spełniają różne funkcje. Narządy analogiczne zaś spełniają tę samą czynność, ale inny jest plan budowy i pochodzenie np.: skrzydło ptaka i motyla, oko ssaka i owada, korzenie u organowców i chwytniki u mszaków. Warto wspomnieć o szczątkowych narządach u człowieka: owłosienie ciała, wyrostek robaczkowy, budowa mięśni brzusznych, zęby mleczne, mięśnie przywodzące i odwodzące, paluch stopy, chwytność stopy u niemowlęcia. U człowieka zdarzają się też atawizmy: owłosienie lamugo płodu, ogon; nawet do 25 cm długości, pazury zamiast paznokci, dodatkowa para sutek, silnie wyrastający kieł. Do dowodów pośrednich zaliczyć można budowę wszystkich organizmów żywych: skład, lewoskrętność budowy chemicznej, mitochondria, mitozę itd.) Istotnym dowodem na stopniowe powstawanie gatunków jest ich rozmieszczenie na ziemi – na poszczególnych kontynentach czy wyspach.
W tak przedstawionej prawdzie wydaje się nie być miejsca na powstanie świata i człowieka zgodnie z zapisem Biblii, a gatunki powstają coraz bardziej się różnicując od najprostszego do coraz bardziej skomplikowanego, a procesy do tego prowadzące możemy bardzo łatwo zaobserwować w przyrodzie, a także znaleźć na nie dowody w warstwach kopalnych. Jednak powyższy pogląd nie znajduje popularności u dużej części chrześcijan, którzy tworząc ruch kreacjonistyczny odrzucają całkowicie teorię ewolucji jako niezgodną z Pismem Świętym i koncentrują się na atakowaniu samej ewolucji jak i jej twórców.
Kreacjoniści
Niektórzy współcześni chrześcijanie, szczególnie protestanci, skupieni w ruchu kreacjonistycznym odrzucają całkowicie „prawdę” jakoby świat powstał sam z niczego i doskonalił się. Odrzucenie teorii Darwina i jego następców szerzą poprzez kwestionowanie odkryć i zasad ewolucjonistów. Posługują się zaś tą samą metodą empirycznej i naukowej powtarzalności doświadczenia, jak i cała dzisiejsza nauka. Przytaczają poniższe argumenty:
- Wiara w ewolucję, wcale nie jest nowoczesna. Jest ona prawie w tym samym wieku, co cała ludzkość. Egipcjanie, Babilończycy, Grecy i Rzymianie posiadali już tę wiarę, a potem ta prymitywna wiara pogańska stłumiona została na pewien czas przez powstanie wiary chrześcijańskiej. Kiedy jednak w XIX wieku wszędzie powstał wielki sprzeciw przeciwko wierze chrześcijańskiej, wyciągnięto ze spichlerzy ten pogański zabobon i ubrano go w nowoczesny płaszczyk.
- W normalnym wypadku najniższe warstwy ziemi są oczywiście najstarszymi, a najwyższe najmłodszymi. Pogląd ewolucjonistów przedstawiany jest następująco: w najniższych (czyli najstarszych) warstwach, napotykamy skamieliny najprostszych organizmów, a przechodząc do warstw coraz to wyższych (czyli młodszych), obok organizmów niższych spotykamy także wyższe bardziej skomplikowane. Wszystkie warstwy zawierające skamieliny, mieszczą się w okresie około 600 milionów lat (tak się uważa) i w tym okresie widzimy jak historia życia rozpoczyna się od bardzo prostych organizmów, a z biegiem stuleci, pojawiają się coraz wyższe organizmy. Wspaniale, czyż nie? Czy nie jest to najpiękniejszy dowód ewolucji? Z całą pewnością, ale… Nigdzie na całej ziemi nie znajdziemy tych wszystkich warstw jednej nad drugą, by na dole znajdowały się te najprostsze, a wyżej organizmy wyższe. W warstwach, które uważane są za najstarsze znajdujemy nie tylko proste organizmy, lecz odkryto także, że znajdują się tam już wszystkie ważne grupy świata zwierzęcego! Z wyjątkiem kręgowców, lecz te bez dających się wykazać form pośrednich, ukazują się już w następnych warstwach.
- Najbardziej światli uczeni przyznają, że samoistne powstanie życia jest niemożliwe z naukowego punktu widzenia – a mimo tego nadal w to wierzą. Jednakże w 1981 roku dwóch wybitnych badaczy – Sir Fred Hoyle (astrofizyk) oraz Chandra Wickramasinghe (profesor matematyki stosowanej i astronomii w Uniwersity College w Cardiff) – zaszokowali świat naukowy wynikami swoich obliczeń, które jednoznacznie negowały możliwość spontanicznego powstania życia. Ich odkrycie było kilkakrotnie opisywane w prasie (np. Daily Express w Londynie z 14 sierpnia 1981; The Sunday Mail w Brisbane z 20 września 1981): obaj uczeni, jeden niezależnie od drugiego, wykonali obliczenia, w których chodziło o przypadkowe utworzenie się początku 2000 protein jednokomórkowca-ameby (każda proteina składa się z setek aminokwasów ułożonych w odpowiedniej kolejności) – „Kiedy obaj skończyli, spojrzeli na wynik prawie z niedowierzaniem. Każdy z nich uznał, że owe prawdopodobieństwo powstania przypadkowo iskry życia na ziemi wyraża się, w matematycznym żargonie, jak 1 na 1040 000.” Wickramasinghe, który dotychczas był ateistą, został szczególnie potrząśnięty tym odkryciem.
- Prawdziwa nauka polega na mierzeniu lub obserwowaniu czegoś, co się wydarza i na potwierdzaniu tych obserwacji. Na przykład, nawet jeśli gady rzeczywiście zmieniły się w ptaki miliony lat temu -jak to utrzymują ewolucjoniści – to i tak naukowo nie można by uznać czegoś takiego za fakt, gdyż nie podlega to obserwacji. Nawet gdyby jakimś sposobem można było zamienić dzisiaj gada w ptaka, nawet to nie udowadniałoby, że to wydarzyło się miliony lat temu.[5]
- Znikomość form pośrednich – to szczególnie odnosi się do człowieka np.: szkielety Homo erectus czy homo neandetaltis są szkieletami zmieniającego się człowieka po potopie.
- Kiedy spojrzymy na dziedziczne zmiany, które aktualnie dokonują się wśród istot żywych, widzimy, że albo informacja zostaje ta sama (poukładana w różny sposób), albo zostaje zniszczona czy utracona (mutacja, wymarcie), ale nigdy nie widzimy czegokolwiek, co kwalifikowałoby się jako prawdziwa zmiana ewolucyjna,[6] Dobór naturalny to nie to samo co ewolucja.
- „Czy jeśli poddaję w wątpliwość i rozdział biblii to czy pozostałe są bez wątpliwości?”[7]
- „Powszechne II prawo termodynamiki – prawo entropii mówi, że wszystko zmierza do nieładu do rozproszenia a nie odwrotnie. Wszystko kończy się i zmierza do zmniejszenia zorganizowania, a świat powinien być jak nakręcony zegar, który się rozkręca”[8] A co było przed początkiem? Nie ma pewnej teorii o powstaniu świata. Wszystkie planety układu słonecznego są inne, niepowtarzalne tzn. powstały osobno – nie z tego samego materiału wyjściowego. A gdyby ziemia była choć odrobinę inna to życie nie mogłoby powstać!!!!
Jednak kreacjoniści starają się za wszelką cenę nazwać ewolucjonizm „religią”, doszukują się błędów samej teorii, gdyż w swym umyśle nie mogą zaakceptować oczywistych praw ożywionej przyrody. Przygotowując pracę prześledziłem wiele publikacji kreacjonistów i ich argumenty jako biologowi wydawały mi się szczególnie naiwne i naciągane. Próbowałem także rozmawiać z niektórymi duchownymi naszej Cerkwi oddanymi poglądom kreacjonistycznym – niestety nie akceptowali żadnych argumentów przeciw – trzymając się z uporem swego stanowiska wskutek wyrobionego nawyku myślowego. Wśród anglojęzycznych naukowców wyrobił się już pewien schemat odpowiedzi dla kreacjonistów, ich argumenty nazywane są sarkastycznie „evowikami” Na argumenty eovików świat naukowy odpowiada następująco:
Odpowiedź ewolucjonistów. Naukowcy replikują – ataki kreacjonistów „naukowych” na biologię ewolucyjną z właściwą sobie precyzją, uważając, że często przebiegają według dość jednolitego schematu:
- Kreacjoniści uciekają się do argumentów pozamerytorycznych – nigdy nie zawadzi podać w wątpliwość uczciwość ewolucjonistów, wyciągnąć z lamusa jakiś zarzut faktoidy (mniejsza o to, czy potwierdzony, i kto miał być fałszerzem) – chodzi o tworzenie ogólnego wrażenia, że z ewolucją jest w ogóle coś nie tak, i stoją za nią jakieś podejrzane indywidua.
- Co do meritum, to ponieważ sami nie prowadzą żadnych znaczących badań naukowych mających znaczenie dla sprawy, cytują cudze, tj. biologów (a więc ewolucjonistów), starając się następnie wynajdować między nimi sprzeczności. W tym celu często konfrontują prace aktualne z przestarzałymi, które nie uwzględniały obecnie znanych informacji. Zdają się przy tym zapominać o naturze nauki, która w odróżnieniu od religii, nie opiera się na niezmiennych, objawionych doktrynach, lecz nieustannie się samokoryguje.
- Wprowadzają fałszywe przesłanki (np.: co do faktów empirycznych lub co do logiki argumentacji biologów, z którymi akurat polemizują); do tej kategorii chwytów polemicznych wypada też zaliczyć pominięcie istotnych faktów lub hipotez, a polemizowanie z poglądami dawno zarzuconymi (przy czym merytoryczne zarzuty wobec nich są zapożyczone nie od kogo innego, jak od kompetentnych badaczy – ewolucjonistów, którzy wskazywali słabe punkty dotychczasowych koncepcji, by zbudować nowe, pozbawione danych mankamentów.
Naukowy kreacjonizm odważnie deklaruje, iż w przeciwieństwie do dwustuletniej opinii naukowej, fizyczne dowody przemawiają za oceną wieku Ziemi na około sześciu tysięcy lat. Nie potrzeba cudów, mówią, by dotrzeć do tej biblijnie zainspirowanej liczby.
Gdyby liczba napisanych popularnych książek, publicznych wykładów i debat przekładałaby się na prawdomówność tej idei, „naukowy” kreacjonizm byłby dziś wykładany w szkołach, na wszystkich zajęciach poświęconych naukom przyrodniczym! Oczywiście, w nauce dyskusja została już dawno rozstrzygnięta na korzyść „starej Ziemi”. Niemniej wojownicza krucjata wciąż ożywa na forum publicznym za sprawą „naukowych” kreacjonistów. Używam tu cudzysłowu, ponieważ prawdziwy naukowiec najpierw patrzy na empiryczne dane, a dopiero potem ocenia, czy jego hipoteza do nich pasuje. „Naukowi” kreacjoniści tymczasem wychodzą od swojej interpretacji Biblii, która jest niepodważalna. Patrzą na dane i decydują, które z nich będą im pasować. Zbierają dane popierające hipotezę a dane sprzeczne z nią są uznawane za niekompletne lub błędne. To nie jest nauka! Skandaliczna prawda, nieznana większości opinii publicznej, jest taka, że argumenty „naukowców” kreacjonizmu są nie tylko błędne, są wręcz szokująco błędne. Niektóre z ich najpopularniejszych argumentów opierają się wyłącznie na dawno przestarzałych danych! Powszechną praktyką jest przeinaczenie danych. Rutynowo ignorowane są sprzeczności w danych! Krótko mówiąc, kreacjonizm cierpi na powszechny brak rzetelności zawodowej wśród swych „naukowców”. (Zazwyczaj polega to na wzajemnym przepisywaniu kreacjonistów od siebie nawzajem, lub na myśleniu życzeniowym, nie zaś na świadomej nieuczciwości).
„Wymieranie gatunków jest oczywistością, gdyż jak inaczej wyjaśnić brak dziesiątków tysięcy gatunków znajdywanych w skałach? Przy obecnym stanie rozpoznania Ziemi nie ma możliwości by wszystkie one żyły sobie gdzieś w ukryciu w odludnych zakątkach. Pewna, niewielka ilość gatunków uważanych za wymarłe teoretycznie mogła gdzieś przetrwać, ale nie tysiące (pomijam tu owady i pajęczaki, które do dziś nie są jeszcze dostatecznie rozpoznane, a w stanie kopalnym tym bardziej). Poza tym na naszych oczach wymiera tak dużo całych grup organizmów, że spokojnie można odrzucić wszystkie tezy o niezmienności w czasie świata organicznego. Również pojawianie się nowych gatunków jest faktem oczywistym. Trudno inaczej wyjaśnić, dlaczego żadnego ze współczesnych gatunków nie znajduje się w osadach starszych niż setki tysięcy czy parę milionów lat, a jednocześnie w tych samych osadach mamy mnóstwo skamieniałości wymarłych zwierząt i roślin. Oczywiście tylko znikoma część żyjących w danym czasie i miejscu organizmów zachowuje się w stanie kopalnym, w dodatku proces tworzenia się skamienielin jest silnie wybiórczy (jedne grupy mają większe szanse, inne prawie nie mają szansy na utrwalenie w skale), no i oznaczenia gatunkowe dawnych organizmów nie zawsze są pewne ale przy wielkiej bioróżnorodności dzisiejszej fauny i flory nie ma możliwości by nic się nie zachowało w stanie kopalnym.[9]
„Choć większość współczesnego świata akademickiego przyjmuje z góry filozofię zwaną naturalizmem naukowym i choć wg tej filozofii przyroda jest „wszystkim co istnieje” i choć „Bóg” jest w tym systemie wytworem ludzkiej wyobraźni to nie wyklucza on idei Boga – nie jest On dla nich obiektywną rzeczywistością a ludzką ideą i jako taka może być akceptowana.„[10]
Reasumując ewolucjoniści mówią: Ewolucja, a właściwie wspólne pochodzenie, mówi nam, w jaki sposób życie stało się takim jakie jest obecnie, ale nie mówi dlaczego tak się stało. Jeżeli pytanie brzmi: Czy ewolucja obala podstawowy sens Księgi Rodzaju mówiący, że Bóg stworzył świat oraz całe życie istniejące na tym świecie?”, to odpowiedź brzmi nie. Ewolucja nie może ściśle odpowiedzieć na pytanie, dlaczego wspólne pochodzenie wybrało taki, a nie inny sposób. Jeżeli zaś pytanie brzmi, czy ewolucja sprzeciwia się dosłownej interpretacji pierwszego rozdziału Księgi Rodzaju jako ścisłego świadectwa historycznego, to odpowiedź brzmi tak. Jest to główny i najczęściej jedyny sporny punkt pomiędzy wierzącymi w ewolucję a kreacjonistami.
Wielu profesorów chrześcijańskich college’ów i seminariów chciało, co zrozumiałe, uzyskać szacunek swoich kolegów w świeckiej części świata akademickiego i ciężko pracowało, aby pogodzić naturalistycznie rozumianą wiedzę z wiarą chrześcijańską. Rozumni naturaliści niekoniecznie odrzucają ten wysiłek, o ile jasne jest, na kim spoczywa obowiązek dodatkowego wysiłku. Podkreślają oni jedynie, że subiektywne przekonania religijne zawsze muszą być dopasowane do obiektywnej wiedzy naukowej, nigdy odwrotnie.[11]
Niemniej jednak wykazać należy, a nawet podkreślić, że teoria ewolucji jest nie tylko teorią naukową, interesującą zawodowych uczonych w ich laboratoriach i salach wykładowych, a jest ona opowieścią o stworzeniu, popierana przez ateistyczne rządy i rozpowszechnianą w mediach i szkołach. Opowieść ta mówi nam, że zostaliśmy stworzeni raczej w ślepych i pozbawionych celu procesach materialnych niż celowo przez Stwórcę, który troszczyłby się o to, co robimy i co się z nami dzieje. W tym miejscu należy dodać, że tak naprawdę Darwinizm jest nabudowany na naturalistycznym obrazie rzeczywistości, a ewolucjonizmem tłumaczy się niemal wszystkie aspekty życia społecznego i naukowego, gdy sama teoria dotyczy wyłącznie biologii.
III. Próby pogodzenia teorii ewolucji i religii chrześcijańskiej
Teistyczni ewolucjoniści. Przez teistyczny ewolucjonizm rozumie się pogląd przyjmujący w całości współczesną teorię ewolucji i dodający do niej stwierdzenie, że „ewolucja” jest Bożym sposobem stwarzania.
„Chyba najważniejszym czynnikiem jest królujące wśród chrześcijańskich intelektualistów w ostatnich latach założenie, że w obliczu daremności toczenia wojny z nauką, największą nadzieją uratowania chrześcijaństwa we współczesnej kulturze jest wykazanie, iż teizm chrześcijański może współistnieć z wiedzą naukową, w tym także z teorią ewolucji. Założenie to jest przyczyną wielkiego zaufania teistycznych ewolucjonistów, że to, co rządzący nauką mówią nam o ewolucji, jest prawdziwe (a przez to nie do pokonania) i religijnie neutralne (a przez to możliwe do zaakceptowania).”[12] Religie (dotyczy to również islamu i judaizmu) w zderzeniu z danymi przyrodoznawstwa ustosunkowały się do nich rozmaicie. Często zaznacza się podział na nurt integrystyczny, który odrzuca wnioski nauki, broniąc tradycyjnej doktryny oraz nurt postępowy, który akceptuje dorobek nowoczesnej nauki i stosownie modyfikuje interpretację stworzenia. Często dogmaty religijne bywają jednak używane zamiast argumentów naukowych. Także po stronie przyrodników istnieje bogate spektrum stanowisk – niektórzy widzą w uprawianej przez siebie nauce drogę do poznania dzieł Bożych, inni uważają, że nauki przyrodnicze i teologia to obszary zupełnie nie mające punktów stycznych, inni wreszcie – że dorobek nauki pozwala odrzucić tradycje religijne na rzecz obiektywnego poznania natury ludzkiej metodami empirycznymi. Niemniej aktualne i rzeczywiste pozostaje poniższe pytanie: Czy teoria ewolucji może być herezją, gdy większość chrześcijan w nią wierzy?[13] Pytałem o to absolwentów 2006r. naszej uczelni – tylko 1 na 10 nie wierzy w ewolucję. Czy w takiej sytuacji wydaje się być dziwnym poszukiwanie we własnym sercu i sumieniu zgodności wiary i rozumu?
Żyjący w latach ok. 185-254 teolog chrześcijański Orygenes uważał, że dosłowne rozumienie opisu stworzenia niezgodne jest nawet ze zdrowym rozsądkiem: „Jaki rozsądny człowiek będzie myślał, że pierwszy, drugi i trzeci dzień, wieczór i poranek istniały bez słońca, księżyca i gwiazd, a pierwszy dzień nawet i bez nieba? Kto jest takim głupcem, żeby sądzić, iż Bóg zasadził jak rolnik sad w Edenie na wschodzie i umieścił w nim drzewo życia, widzialne i dostrzegalne, tak że ten, kto cielesnymi zębami spożył owoc, otrzymuje życie, a ten, kto zjadł owoc z innego drzewa, otrzymuje zrozumienie «dobra i zła»? Co się zaś tyczy opowiadania o tym, ze «Bóg po południu przechadzał się po raju» i że «Adam skrył się pod drzewem», to sądzę, że nikt nie ma wątpliwości, iż w tym symbolicznym opowiadaniu o sprawach, które nie dokonały się w sposób cielesny, tkwią jakieś tajemnice. Również opowieść o Kainie, «który odszedł sprzed oblicza Boga» wyraźnie zdaje się skłaniać rozsądnego czytelnika, aby się zastanawiał, czym jest «oblicze Boga», i co znaczy, że ktoś «odchodzi sprzed niego». Czy muszę mówić więcej, jeśli ludzie mający odrobinę rozsądku mogą zebrać wiele takich opisów przedstawionych jako fakty, które jednakże nie dokonały się w sensie literalnym?” [14]
John Henry Newman (ur. 21 lutego 1801 w Londynie, zm. 11 sierpnia 1890 w Edgbaston) Po ukończeniu studiów w Oksfordzie poświęcił się sprawom religii. W 1824 został księdzem anglikańskim, stając się liderem tzw. „ruchu oksfordzkiego”, mającego na celu wzmożenie roli kościoła i autorytetu w anglikanizmie a także powrót do tradycji pierwszych wieków chrześcijaństwa. W 1842 zrzekł się stanowiska kościelnego, a po trzech latach, w trakcie których poświęcił się badaniom nad historią chrześcijaństwa (czego owocem była praca „O Rozwoju Doktryny Chrześcijańskiej”), przeszedł na katolicyzm.
Pierwszy świadomie przeszedł na stronę Darwina i stwierdził, że nie widzi sprzeczności między jego koncepcjami a katolickim rozumieniem dogmatów chrześcijańskich:
Pierre Lecomte du Noüy urodził się w Paryżu w 1883 roku, zmarł w Nowym Yorku w 1947. Był szeroko znanym i szanowanym naukowcem, matematykiem, fizjologiem, który napisał kilkanaście książek o naukowej filozofii. Jego popularna książka „Przeznaczenie człowieka” opisuje cztery główne argumenty ewolucji. W związku z tym, że nie był on z przekonania chrześcijaninem, wierzył, że człowiek stworzył sobie własnego Boga, który jest w rzeczywistości „straszną mistyfikacją”. Był on bardzo protekcjonalny wobec chrześcijaństwa; wierzył, że Chrześcijaństwo jest niezrozumiałe i źle interpretowane, ale jest wciąż dobre dla mas, i wciąż pozostaje użytecznym narzędziem dla ludzkości, by kontynuować ewolucję na niwie moralnej i etycznej. Stwierdził, że Chrystus nie jest Bogiem, ON jest Doskonałym Człowiekiem. Chrześcijańska tradycja pomaga edukować ludzkość w kierunku przyszłego rozwoju – ewolucji. Napisał: „Jesteśmy na początku przemian, które skończą się w przyszłej ludzkiej rasie. Ewolucja będzie postępować nie na polu fizjologii czy anatomii lecz na polu duchowym i moralnym. My jesteśmy na początku nowej fazy ewolucji.”[15]
Pierre Lecomte du Noüy wierzył i interpretował II rozdział Księgi Rodzaju na nowy sposób jako symboliczną opowieść o prawdzie: „Nasze myśli są identyczne z tymi opisanymi w II rozdziale Księgi Rodzaju, utrzymujemy, że ten rozdział jest interpretowany w nowy sposób i uważany jako wysoko symboliczną opowieść o prawdzie, która była intuicyjnie wyczuwana przez redaktora, lub która została zmieniona, aby mógł ją zrozumieć.”[16] Lecomte du Noüy kontynuuje: „Spróbujmy …. przeanalizować święty tekst, jako myśl, która jest wysoce symbolicznym i tajemniczym opisem prawd naukowych. „Czy nie jest wysoce protekcjonalnym – mówić, że biedny Mojżesz próbował przedstawić naukowy obraz, w jaki sposób powstała rzeczywistość, w sposób jaki sobie wyobrażał.”[17] Lecomte du Noüy wyjaśnia: „Wszechmoc Boga jest manifestowana przez fakt istnienia człowieka, zniżonego do morskiego robaka, jest dziś zdolny wyobrażać sobie przyszłą egzystencję przewyższającą obecną w oczekiwaniu by stać się swym przodkiem. Chrystus przyniósł nam dowód, że to nie jest tylko nierzeczywisty sen, ale możliwa do urzeczywistnienia idea.”[18] Jednocześnie Lecomte du Noüy podaje nam nowe kryterium dobra i zła, gdy mówi: „absolut to odpowiedzialność za człowieka”. „Dobro jest tym, co przyczynia się do kursu wspinającej się ewolucji…….. Zło jest tym, co sprzeciwia się ewolucji…. Odpowiedzialność osobista człowieka jest oparta na poznaniu przeznaczenia człowieka jako robotnika ewolucji, jako współpracownika Boga…. Jedynym celem człowieka powinno być osiągnięcie przeznaczenia ludzkości z całym jego (ukrytym) znaczeniem.”[19] Kontynuuje, aby powiedzieć, że są „myślący ludzie” w całej religii i dlatego wszyscy religijni ludzie mają „unikalną inspirację”, „duchowe pokrewieństwo”, „oryginalną tożsamością”. Powiedział: „Jedność religijna musi być poszukiwana w ten sposób boży, mianowicie powszechny, w całej ludzkości …….. Nie jest istotną nasza osobista religia, wszyscy jesteśmy jak ludzie na dnie doliny, którzy szukają sposobu, aby wspiąć się na śnieżny szczyt, który opanowali inni. Wszyscy mamy oczy utkwione w tym samym celu…… Niestety różnimy się sposobem wyboru drogi…….. Jeden cel, nigdy nie przestawać się wspinać, a wszyscy musimy się spotkać na szczycie………..droga ma mniejsze znaczenie.”[20] Wizję Pierre Lecomte du Noüy można zamknąć w dwóch punktach:
- Jako wniosek uniwersalny ewolucji, którą akceptują wszyscy ewolucjoniści (wszystko na świecie ewoluuje, nic nie jest wyjątkiem z tego naturalnego procesu), Pierre Lecomte du Noüy uważa, że w przyszłości ewolucja człowieka doprowadzi do „superczłowieka” lub „wyższej rasy”. Więc mówi o przyszłości ludzkiej ewolucji jako postępującej na „duchowym i moralnym” poziomie.
- Księga Genesis musi być, interpretowana w nowy symboliczny sposób . Uważa, że grzech Adama nie był historycznym zdarzeniem, ale po prostu „symbolem upadku ludzkiej świadomości”
W jednym z artykułów pisma Greckiej Cerkwi Orthodox Observer (6 luty 1974) ojciec Anthony Kosturos odpowiadał na pytania przesłane przez czytelników: „Jeśli Adam i Ewa byli pierwszymi ludźmi, gdzie Kain znalazł sobie żonę? Odpowiada: „Geneza ludzkości sięga daleko w głąb historii, i dla żadnej osoby czy grupy początek człowieka nie jest znany. Nauka wciąż po omacku poszukuje odpowiedzi. Ogólnie, i tylko ogólnie, nasi tradycyjni teologowie przyjmują pogląd, że wszyscy z nas pochodzą od jednego mężczyzny i jednej kobiety… Istnieją inni którzy czują, że ludzkość pojawiła się w grupie, trochę tu trochę tam…. Żaden teolog nie może podać definitywnej odpowiedzi w przedmiocie ludzkiego pochodzenia i jej rozwoju….. Świt historii ludzkości pozostaje tajemnicą.” Ojciec Kosturos próbuje relatywistycznie interpretować II rozdział Genesis, zgadza się z ewolucyjnym powstaniem człowieka. Interpretacja symboliczna i alegoryczna uwzględniająca naukowy pogląd na początek ludzkości wg o. Anthony prowadzi do wniosku, że tak naprawdę nie wiemy, czy taka osoba jak Adam naprawdę istniała? Być może był on grupą ludzi, tak jak nazywano Jakubem, czy Izaakiem całe plemię skupione przy patriarsze. Później, w innej odpowiedzi na pytanie czytelnika o. Kosturos mówi: „Może istniało wiele Adamów i Ew, którzy pojawiali się ciągle w innym miejscu, a potem spotkali się. Jak człowiek został stworzony i jak człowiek rozwijał się na początku pozostaje tajemnicą.”[21] Ojciec Anthony Kosturos ukazuje możliwość pojawienia się ludzkości w zbiorowości, co jest w zasadzie zgodne z teorią ewolucji poligenicznej i co możemy odczytać w naszych genach.
Wybitny katolicki „teolog” Karl Rahner badał konflikt nauka – religia i doprowadził do „pojednania poglądów ewolucyjnych z doktryną chrześcijańską”. W artykule zatytułowanym „Grzech pierworodny, Poligenizm i Wolność” streszczony w Przeglądzie Teologicznym, wiosną 1973 roku Rahner stawia dwa pytania:
- W jaki sposób pogodzić ewolucję z doktryną nadnaturalnego Adamowego bogactwa darów Bożych – przewyższających zwierzęcość?
- Czy możemy poważnie myśleć, że pierwszy człowiek mógł na tyle się rozwinąć, aby być zdolnym do grzechu pierworodnego?
Odpowiada: „Naukowcy preferują głoszenie początku rodzaju ludzkiego jako wyobrażenie homogenizacji /wymieszania/ tzn.: jako powstałego z w wielu indywidualnych „populacji” niż w pojedynczej parze. Innymi słowy wykluczają nasze powstanie od pojedynczych rodziców.” „Wielu współczesnych naukowców uważa, że grzech pierworodny popełniła grupa ludzi, a nie Adam i Ewa. Łaską mogła zostać obdarowana jakaś pierwotna grupa przedludzi, łaska została przez nich przyjęta i w ten sposób powstała ludzkość”[22] Istotnym argumentem popierającym ten pogląd są zdobycze genetyki i dziedziczenia, w których jesteśmy w stanie określić pochodzenie każdego narodu, czy rodziny. Geny mitochondrialne dziedziczymy tylko po matce, a geny chromosomu Y tylko po ojcu.
Rahner wyjaśnia: „Jak pierwszy człowiek lub grupa jak to paleontologowie nam wyjawiają, musiałby się dostatecznie rozwinąć, aby przyjąć do swej natury możliwość wyboru – czyli wolną wolę? W jaki sposób możemy próbować pogodzić nadprzyrodzone umieszczenie w raju Adama (indywidualnego lub grupy) z wiedzą biologiczną, antropologiczną i całą naukową świata?” „Nie jest łatwo sprecyzować dokładnie gdzie i kiedy najwcześniejsze stworzenie stało się faktycznie duchowe i w ten sposób wolne…. Natomiast możemy spokojnie uważać za fakt, że grzech pierworodny rzeczywiście się zdarzył, ale w momencie, który nie może być precyzyjnie określony w czasie. To było „pewnego czasu” w przeciągu długiego okresu czasu, w którym wiele indywidualnych istnień naszego rodzaju mogło już zacząć istnieć i popełniać grzech pierworodny indywidualne. Innymi słowy, możemy stwierdzić, że powstanie ludzkości i jej świadomości (dobra i zła) nie zachodziła tylko w Adamie i Ewie, ale w całej grupie przedludzi.[23]
Stephanus Trooster. Książka innego Jezuity podsumowuje dobrze nowe stanowisko o Adamie i raju. Stephanus Trooster, holenderski jezuita w swej książce Ewolucja i doktryna grzechu pierworodnego pisze otwarcie: „Ten kto traktuje naukową teorię ewolucji poważnie nie może dłużej akceptować tradycyjnej nauki kościoła. „Musimy znaleźć” właściwą interpretację Pierwszej Księgi Mojżeszowej, która byłaby stosowna do osiągnięć naukowych naszych czasów.”[24]…. „Musimy mieć świadomość rzeczywistości, zgodnej z naukami historycznymi, że ludzkość stopniowo, powoli dochodziła do stopnia swej samoświadomości. Nauka daje dowody na pojawianie się form przejściowych, z których wyłaniają się pierwsze formy najprymitywniejszej ludzkiej egzystencji. Te prymitywne, pośrednie formy ludzkie wciąż pozostawały zwierzętami, które w „wybuchu” stały się ludźmi.”[25]
Koncepcja funkcjonalnej niepodzielności stworzenia Howarda J. Van Tilla. Był on przewodniczącym wydziału fizyki i profesorem fizyki i astronomii w Calvin College. Zdaniem Van Tilla świat, w którym Bóg byłby zmuszony dokonywać cudownych boskich interwencji (bo tym właśnie są akty specjalnego stworzenia), byłby niedoskonały. Niedoskonałość ta polegałaby na posiadaniu wbudowanych barier lub braków w systemie rozwojowym, które zmuszałyby Stwórcę do wykonywania nadzwyczajnych aktów stwórczych, by doprowadzić do pojawienia się nowych form życia w momentach, na które wskazuje zapis paleontologiczny. Rozkazy Boże niekoniecznie trzeba rozumieć jako wypowiadanie magicznych słów, mających moc zmiany rzeczywistości Można je rozumieć jako słowa królewskiego edyktu, które odwołują się do tkwiących w rzeczywistości możliwości, jakie już wcześniej Stwórca w niej umieścił, by tworzyć rośliny i zwierzęta.[26] Koncepcję funkcjonalnej niepodzielności stworzenia Van Till zaczerpnął od św. Bazylego z Cezarei (330-379) i od św. Augustyna z Hippony (354-430). Według św. Bazylego Bóg momentalnie powołał do istnienia substancję całego stworzenia i nadał licznym stworzonym substancjom harmonijnie zintegrowane moce aktualizowania z upływem czasu całego szeregu konkretnych form, jakie Stwórca miał na myśli od samego początku. Podobnie św. Augustyn uważał, że Bóg stworzył wszystkie rzeczy razem w jednym wszystko obejmującym i momentalnym akcie stwórczym.[27] Dni, występujące w biblijnym opisie stworzenia, nie reprezentują zdaniem św. Augustyna kolejnych okresów czasu, ale są uporządkowanym zbiorem bożych objawień dla aniołów oraz przystosowaniem tekstu do ograniczonych zdolności pojmowania tych, którzy czytają ujęcie z Księgi Rodzaju. Van Till uważa się za kreacjonistę, tyle że ewolucyjnego, gdyż jego zdaniem w tradycji chrześcijańskiej uznanie świata za coś stworzonego polega na uznaniu, że zawdzięcza on swe istnienie i swą ekonomię swobodnej woli Stwórcy. Tak rozumiany kreacjonizm nie narzuca szczegółów historycznych i aby je znaleźć, musimy odwołać się bezpośrednio do danych nauk empirycznych. [28]
Pierre Teilhard de Chardin. Próbę, która zbliżyła się do pełnego sukcesu, pogodzenia stworzenia poprzez ewolucję i w tym zakresie dającą możliwość współpracy człowieka z Bogiem, jako odwiecznego zamysłu Bożego podął Teilhard de Chardin. Jego twórczość nazwana jest przez zwolenników mistyczną symfonią stworzenia. Wg nich teologiczna myśl Teilharda przesiąknięta jest głęboką mistyką, ale też naukową refleksją. Wiara w zaskakujący sposób odnajduje się w hermetycznej przestrzeni naukowych teorii, postulując symfonię nieustannego aktu stworzenia.[29] T. de Chardin urodził się 1. maja 1881 roku na zamku Sarcenat koło Clermont-Ferrand w wielodzietnej rodzinie szlacheckiej, mocno przywiązanej do religii i patriotyzmu. Po ukończeniu szkoły jezuickiej w Villefranche-sur-Saone młody Pierre postanawia przyłączyć się do jezuitów. W 1911 roku przyjmuje święcenia kapłańskie, a rok później rozpoczyna studia geologii i paleontologii w Paryżu.
Według Teilharda nie należy obawiać się ewolucji, którą ukazuje w triadycznym modelu Stworzenia – Inkarnacji – Odkupienia. Wspomniane „momenty” zbawczego triduum są trzema różnymi stronami tego samego procesu twórczej unii świata, który wnika w Boga, zatapia się, ale nie ginie w Bożej rzeczywistości. W akcie tym świat osiąga swój cel, swoją pełnię (gr. pleroma), stąd Teilhard mówi o pleromizacji świata. Teilhard formułuje odważne stwierdzenie: ewolucję trzeba literalnie kochać! Dla Teilharda to właśnie ewolucja odzwierciedla dynamikę życia ku ostatecznemu celowi życia: do punktu Omega, którym jest Chrystus. Czym jest zatem ewolucja? Teilhard odpowiada: „Czy ewolucja ma być niczym innym jak tylko teorią, systemem czy też hipotezą? W żadnym wypadku! Ona jest czymś więcej! Ona jest ogólnym uwarunkowaniem, któremu w przyszłości będą musiały odpowiadać wszystkie teorie, wszystkie hipotezy, wszystkie systemy, jeśli będą chciały być rozsądne i prawidłowe. Światło, które rozjaśnia wszystkie fakty, krzywa, za którą muszą podążać wszystkie linie: to jest ewolucja!”[30]
Punkt Omega jest u Teilharda końcową sekwencją creatio continua, a więc całej, otaczającej nas rzeczywistości i historii. Początkiem tego procesu był akt stworzenia, punkt Alfa, który poprzez inkarnację Bożego Logosu został wypełniony. Tę właśnie prawdę przekazuje Kościół. W swoich Szkicach osobowego uniwersum (1936) Teilhard podkreśla uniwersalną zgodę (konwergencję) natury, historii i elementu chrześcijańskiego. Komunia tych trzech elementów jest ostateczna i podąża za prawem postępującej konsolidacji i centrowania objawienia ku Najwyższemu Komuś, który przewyższa antropomorfizujące i jakiekolwiek inne wyobrażenia na temat Osoby Boga. Chrystus Omega jako sprawca wiary i jej cielesne wypełnienie (Hebr. 12,2), jest Punktem odniesienia dla całej rzeczywistości. On jest celem (Omega) niosącym fundamenty świata (Alfa) i to nie w formie hipotetycznych założeń, ale w jak najbardziej rzeczywistym sensie, który ilustruje prawda inkarnacji, żywy środek ludzkiej historii, tajemnica Bogoczłowieczeństwa Jezusa Chrystusa. Chrystus Omega poprzez śmierć i zmartwychwstanie urealnia i wprowadza w kosmiczny wymiar miłość Boga i jednoczy ze sobą światy. Całe stworzenie kieruje się (wzdycha!) w stronę inkarnacji, mistycznego zjednoczenia z Bogiem.[31] Reasumując stwierdzić należy, że cała materia, zdaniem Teilharda, jest i zawsze była obdarzona „świadomością”, choćby najprymitywniejszą. „Świadomość” ta rozwijała się przez miliardy lat i przez wszystkie formy istnienia: od substancji chemicznych, poprzez rośliny i zwierzęta, aż po istotę ludzką. Nadal się rozwija, dochodząc obecnie do ostatniego stadium rozkwitu: do punktu Omega, w którym wszyscy ludzie i cała materia stopią się w jedność, o której śnili tylko wizjonerzy i święci minionych epok. Teilhard utrzymywał, że kluczem do owego punktu Omega będzie Jezus. I tak wszystko złączy się ze wszystkim, zjednoczy się w miłości i permanentnym zbawieniu.
W Kwartalniku Teologicznym wydawanym przez seminarium św. Włodzimierza, Teodozjusz Dobrzański przedstawia to, co Teilhard de Chardin próbował opisać w swej książce. Teilhard, opisuje trzy mosty, przez które ewolucyjny rozwój skończył się, choć był użyteczny w swoim okresie. „Po pierwsze kosmogeneza, ewolucja nieożywionej materii, po drugie biogeneza, ewolucja biologiczna; i po trzecie noogeneza, rozwój myśli ludzkiej.”[32] Teilhard mówi więc o „sferze” „biosferze” – sferze życia i „noosferze” – sferze myśli. Powiedział, że cała ziemia jest obecnie penetrowana przez sieć myśli, którą on nazywa „noosferą”.
„Teilhard stoi twardo na założeniu możliwych do przedstawienia faktów, aby przedstawić teologię natury pragnie oprzeć się na proroctwie religijnym. Mówi o swoim „przeświadczeniu, ….że wszechświat ma kierunek, i że jest to prawdą, gdy wierzymy, że świat jest wynikiem pewnego rodzaju nieodwracalnego udoskonalania.[33] To jest powód, dlaczego Teilhard de Chardin jest tak chętnie akceptowany jako „prorok” nawet przez ludzi, którzy nie wierzą w Boga, głosi mistyczną tajemnicę nadziei zbawienia każdego człowieka. Teilhard wierzył, jak to opisuje jeden z jego biografów, że zbawienie nie było dłużej potrzebne w „opuszczonym świecie”, ale było potrzebne działające „uczestnictwo” w rozwijaniu go.[34] Pisze, że: „Nowoczesny świat jest światem ewolucji, i dlatego od teraz istnieje potrzeba ustalenia pojęcia nowego duchowego życia, musi zostać przemyślana i „reinterpretowana” klasyczna nauka o Chrystusie.”[35] „Ewolucja” dla niego nie jest ideą, która niszczy religię, lecz religijna idea w niej się zawiera: „Chrześcijaństwo i ewolucja nie są dwiema nie dającymi się pogodzić ideami, ale dwoma perspektywicznymi, przeznaczonymi do połączenia się razem komponentami”[36] Żarliwie wierzy i naucza, że „ewolucja przychodzi by tchnąć nową krew, by mówić o perspektywicznym i akceptowanym chrześcijaństwie.[37] „Chrześcijaństwo” w istocie, w opinii Teilharda jest przygotowaniem drogi do nowych relacji z Bogiem. Ewolucja, dla Teilharda, jest procesem, który tworzy „kosmiczne ciało, w którym wszystkie istnienia zostaną połączone z Bogiem”[38]
W tym procesie ewolucji „Ciało Chrystusa” jest wciąż kształtowane w świecie – nie Chrystus Prawosławny, ale „kosmiczny Chrystus” lub „Super-Chrystus”, którego Teilhard definiuje jako syntezę Chrystusa i wszechświata. „Ewoluujący Chrystus” przyniesie zjednoczenie wszystkich religii. Chrześcijaństwo nie jest dla Teilharda unikalną Prawdą, ale „wyłaniającym się plemieniem ewolucji,[39] pod warunkiem zmiany i transformacji jak wszystko inne w „ewoluującym” świecie. Nawet jako zdecydowany zwolennik papieża Teihard nie pragnie „nawracać” świata, ale tylko oferować papiestwo jako rodzaj mistycznego centrum poszukiwania ludzkiej religijności, superpółnarodowej Delfickiej Wyroczni. Jeden z jego wielbicieli streszcza jego wizję: „Jeśli Chrześcijaństwo ma rzeczywiście być religią przyszłości, to istnieje tylko jeden sposób, w którym może wzrosnąć, tylko w obecnym trendzie humanitaryzmu i jego asymilacji; i to jest szczyt myśli, żyjący i usystematyzowany w katolickim centrum w Rzymie.”[40] Tak samo jak Lecomte du Noüy, i w rzeczywistości wszyscy myśliciele, którzy mają „religijny” pogląd na ewolucję, Teilhard identyfikuje ewolucję „Superludzkości” z Chrystusem, i odwrotnie interpretuje Chrystusa jako termin (okres) „superludzkości”:
Teilard pisze również o przyszłości ludzkości: „Musimy się zjednoczyć. Już dość politycznych frontów, musimy się zjednoczyć w jedną wielką krucjatę dla ludzkiego postępu…. Demokracja, komunizm i faszyzm musi odrzucić dewiację i ograniczenie ich systemu i iść w kierunku pełnego rozwoju, który wywołuje ich entuzjazm, i potem, dość naturalnie, nowy duch rozsadzi wyłączny krąg, który wciąż ich więzi, te trzy nurty muszą znaleźć się połączone w idei wspólnego działania; szczególnie; aby rozwinąć duchową przyszłość świata…. Funkcją człowieka jest budowanie i kierowanie całością rozwoju ziemi… Powinniśmy skończyć z podziałami przez uświadomienie sobie, że głównym działaniem wszystkich idei jest nieświadome naśladowanie nauki i niczego więcej niż to co odkrył Bóg.”[41] Dziś nie istnieje jedyna droga do przyszłej metamorfozy, ostatecznego, spełnienia się w Bogu, w sercu sfery niebieskiej umysłowego świata, przejście z kręgu wszystkich sfer (idei, religii) do ich wspólnego Centrum, do objawienia się w końcu „Teosfery” (np.: kiedy człowiek w końcu świata stanie się Bogiem.)”[42]
Kenneth R. Miller – synteza ewolucjonizmu i religii. Kenneth R. Miller był profesorem Uniwersytetu Browna w Bostonie. Zajmował się mikrobiologią, a ściślej funkcjami i budową błony komórkowej. Publikował na ten temat w znaczących amerykańskich pismach dotyczących biologii, w tym w Cell, Nature i Scientific American. Jest także współautorem kilku podręczników akademickich i nieakademickich do biologii ogólnej. Jego najsłynniejszą i jak dotąd jedyną książką dotyczącą kontrowersji ewolucjonizm – kreacjonizm jest Finding Darwin`s God (Odnajdując Boga Darwina). Najkrócej można ją scharakteryzować jako obronę ewolucjonizmu (co stanowi około połowy książki) oraz pogodzenie ewolucjonizmu z religią (jej trzecia część).[43] Miller twierdzi, że obecnie wizja rzeczywistości proponowana przez współczesną fizykę jest niedeterministyczna, statystyczna, probabilistyczna, czyli związana przynajmniej po części z fizyką kwantową. Ryzykuje nawet stwierdzenie, że każda sfera rzeczywistości jest niezdeterminowana. Ewolucja również działa na zasadzie przypadkowych mutacji, a historia ludzkości obfituje w setki przypadkowych zdarzeń mających kolosalne znaczenie dla przyszłych losów całych narodów. Rodzi to jednak problem. Jak w niezdeterminowanym świecie Bóg może powołać do istnienia człowieka, skoro nie ma on wpływu na jego późniejsze wyewoluowanie? Jest to najtrudniejsze zadanie Millera, pokazać celowość powstania człowieka. Po pierwsze, korzysta on z zasady antropicznej. Mówi ona, że skoro tu jesteśmy, skoro my ludzie istniejemy (pamiętając, że od strony fizycznej jesteśmy bardzo skomplikowanymi układami, wziąwszy pod uwagę chociażby nasz mózg), to zawdzięczamy to bardzo precyzyjnemu ustaleniu stałych fizycznych na początku istnienia Wszechświata. Gdyby na przykład stała grawitacyjna była odrobinę większa niż obecnie, to przyciąganie między ciałami byłoby większe i galaktyki nie powstałyby, bo materia byłaby bardziej skondensowana niż obecnie. Gdyby ta stała była natomiast odrobinę mniejsza, to ciała przyciągałyby się z mniejszą siłą, co również nie doprowadziłoby do powstania galaktyk. Bez galaktyk nie ma słońc. Bez słońc nie ma układów planetarnych. Bez planet nie ma życia. Bez życia nie ma ludzi. Widać więc jak ważne są precyzyjne wartości stałych fizycznych, pamiętając, że nie chodzi tu jedynie o stałą grawitacyjną, ale także o inne stałe, jak masa czy ładunek elektronu. Drugim krokiem, po zasadzie antropicznej, w ustaleniu możliwości celowego stworzenia człowieka jest zwrócenie uwagi na wielkość Wszechświata. Wielu naukowców zupełnie w innym kontekście zauważa, że nawet trudno sobie wyobrazić, biorąc pod uwagę tak wielką liczbie galaktyk, a w nich gwiazd i w dalszej kolejności planet, że życie nie istnieje gdzieś indziej we Wszechświecie. Bóg mógł więc, jak mówi Miller, ustalić prawa fizyki w taki sposób, żeby powstała ogromna liczba galaktyk. Zostawia więc Wszechświat z ogromnym potencjałem i to tak ogromnym, że prawdopodobieństwo wyewoluowania człowieka jest równe lub bardzo bliskie jedności. Mamy więc celowość!
Miller opisuje dwie możliwości zaistnienia stanu kwantowego stwarzają wiele problemów dla interpretacji tej mechaniki. Jedną z interpretacji opisuje Miller w swojej książce: „(…) niezdeterminowana natura zdarzeń kwantowych pozwala mądremu i subtelnemu Bogu na wpływanie na bieg zdarzeń w głęboki, acz naukowo niewykrywalny sposób. Do zdarzeń tych można zaliczyć pojawianie się mutacji, uruchamianie pojedynczych neuronów w mózgu, a nawet przetrwanie pojedynczych komórek i organizmów dotkniętych przypadkowym procesem rozpadu radioaktywnego.”[44] Jak pisze Miller, takie wpływanie na zdarzenia kwantowe i zarazem na świat fizyczny jest niefalsyfikowalne empirycznie, ale z drugiej strony nie można go wykluczyć, to znaczy, że jest ono logicznie możliwe. Oznacza to po prostu, że Bóg zwiększa prawdopodobieństwo wystąpienia pewnych zdarzeń, a tym samym zmniejsza prawdopodobieństwo innych.
Propozycja Millera skierowana jest przede wszystkim do środowiska akademickiego, podobnie jak filozoficzne dzieła późnego oświecenia i wczesnego romantyzmu. Z tą tylko różnicą, że te pierwsze nie są tak zagmatwane i trudne w odbiorze, jak pisma Hegla czy Kanta. Istotne jest jednak to, że głównie adresowane są one do ludzi takich jak autor, którzy głęboką wiarę wynieśli z domu, lub nabyli ją później, ale są zarazem pracownikami naukowymi, których praca polega na odnajdywaniu naturalnych przyczyn dla określonych zjawisk. Nie mogą oni porzucić metodologii naturalistycznej w badaniach, bo albo skazaliby się na niełaskę reszty społeczeństwa naukowego, albo po prostu tak zostali nauczeni, że nie ma innej drogi w ich pracy, jak tylko naturalizm i trudno im się uwolnić z takiego sposobu myślenia. Z drugiej też strony nie chcą porzucać swojej wiary.[45]
Współcześnie coraz większa liczba naukowców i filozofów opowiada się za „teorią inteligentnego projektu” głoszącą, że wiele cech organizmów biologicznych jest zbyt złożonych, aby mogły powstać za sprawą darwinowskich mechanizmów przypadkowej zmienności genetycznej i doboru naturalnego. Uważają oni, że najbardziej naturalnym i racjonalnym wnioskiem z danych biologii jest istnienie pewnego rodzaju projektu czy zamysłu. „Nauka” przez duże „N” mówi nam, że Wszechświat to tylko materia i energia w ruchu, lecz okazuje się, iż faktyczne świadectwa empiryczne zebrane przez naukę niekoniecznie popierają owo filozoficzne twierdzenie.[46] Zwłaszcza w dziedzinie, biologii, zaczyna się kwestionować twierdzenia neodarwinowskiej teorii ewolucji. Sugeruje się przy tym, że pewien rodzaj inteligentnej przyczyny stanowi lepsze wyjaśnienie danych biologicznych niż przypadkowa zmienność i dobór naturalny. Na przykład tłumaczenie, że z małej światłoczułej plamki powoli wykształca się oko jest bardzo trudne do zaakceptowania. Gdyż tak naprawdę ewolucja zachodzi skokowo. Autor książki Darwin’s Black Box przedstawia trudność stopniowych zmian zachodzących na poziomie biochemicznym i choć biochemia pozostaje wciąż mało znana to wiemy, że w przyrodzie występuje wiele subkomórkowych układów, które są nieredukowalnie złożone, tzn., że w ich skład wchodzą liczne powiązane ze sobą części lub podukłady, które wszystkie są konieczne do funkcjonowania systemu. Ten fakt stanowi wielki problem dla neodarwinizmu, skoro stawia on hipotezę, że zmianą biologiczną nie rządzi żaden plan, zamysł czy inteligencja, która może kierować rozwojem części w celu późniejszego ich złożenia w jedną całość. Po drugie, najnowsze dane wykazują, że nawet na najbardziej podstawowym poziomie formowania białek jest niewiarygodnie trudne i mało prawdopodobne, żeby pojedyncze białko o – dajmy na to – pewnej trójwymiarowej strukturze, zwanej „fałdem”, które pełni jakąś funkcję enzymatyczną, wyewoluowało w inne białko, charakteryzujące się innym fałdem i pełniące inną funkcję.[47] Na poziomie makroskopijnym również można dostrzec brak ciągłości. Łatwo potrafimy jednak wyobrazić sobie – powiedzmy – formy przejściowe między gatunkami i dokładnie narysować serię rysunków, przedstawiających płynne przejście od jednej formy do drugiej. Na poziomie mikroskopijnym jednak nie tylko znajdujemy głęboką nieciągłość, lecz ponadto nasze wyobrażenia konfrontują się z surowymi faktami. Uzyskanie jednego użytecznego białka z drugiego wymaga przemierzenie ogromnej odległości przestrzeni sekwencji aminokwasów, a pomiędzy nie istnieją żadne znane fałdy, które mógłby utrwalić dobór naturalny. To właśnie rzeczywiste świadectwo empiryczne biochemii bardzo oddala nas od mechanistyczno-materialistycznej nauki darwinizmu i przybliża do pewnego rodzaju nowego sformułowania nauk biologicznych w kategoriach planu, zamysłu i inteligencji. Filozofowie przyrody mogą to wszystko wyrazić odpowiednimi kategoriami. Jesteśmy u samego początku zmiany paradygmatu w biologii i nikt tak naprawdę nie wie, czym to się skończy.
Zasada NOMA. Ciekawą koncepcję zgodności wiary i nauki, bez wzajemnej izolacji prezentuje polski uczony J. Jodkowski w swym artykule NOMA, cudy i filtr eksplanacyjny (2005)[48]. Artykuł dotyczy konfliktu nauki i religii. Autor opisuje różne stanowiska zajmowane w tym sporze, analizując ich wady i zalety. Dochodzi do wniosku, że dwa najbardziej popularne stanowiska – dwu ksiąg (księgi Objawienia i księgi Przyrody) oraz całkowicie oddzielnych niezachodzących na siebie urzędów nauczycielskich (tzw. teologii opancerzonego bunkra) – są nie do utrzymania. Zamiast nich proponuje nową koncepcję, przerywanego dyskordyzmu, według którego między nauką i religią istnieje realny konflikt, który choć groźny, nie jest zabójczy dla żadnej ze stron. Nauka bowiem jest ciągle zmiennym zbiorem hipotetycznych twierdzeń, podczas gdy twierdzenia religijne mają dogmatyczny i niezmienny charakter.[49] Kilka lat temu światło dzienne ujrzała zasada NOMA – koncepcja, której zadaniem miało być rozwiązanie problemu i ostateczne ugruntowanie tezy o nierzeczywistej naturze konfliktu. Zaskoczenie tą propozycją wśród badaczy spowodowane było faktem, iż wyszła ona spod pióra wybitnego paleontologa, Stephena Jaya Goulda, którego ateistyczny światopogląd był dobrze znany w świecie naukowym.[50] Metoda ta polega na odseparowaniu poznania naukowego i religijnego, które mają być odizolowane i wzajemnie niezależne. Powszechnie nazywana jest koncepcją podwójnej prawdy. Doświadczenie pokazuje, że idea ta w pojawiających się sporach służyła zazwyczaj słabszej stronie. W przeszłości, kiedy to nauka zależna była od potężnych wpływów religii, uczeni posługiwali się nią, aby móc swobodnie rozwijać działalność naukową. Tym sposobem starali się unikać narażenia na zarzuty, że ich zainteresowania i pasje są sprzeczne z religią. W XIX wieku role nauki i religii odwróciły się – prymat przejęła nauka, a pozycja religii ewidentnie osłabła. Naturalną konsekwencją tych przeobrażeń była zmiana charakteru teorii podwójnej prawdy, która zaczęła pełnić funkcje ochronną dla religii.[51] Zupełnie niespodziewanie propagatorem idei odrębności poznania naukowego i religijnego stał się naukowiec ateista, Stephen Jay Gould. Opisująca ideę NOMA książka Skały wieków,[52] poświęcona jest zagadnieniu, z którym autor spotykał się przez całe swoje życie naukowe – spięciom między nauką i religią. Główna teza Goulda brzmi: Nauka i religia dotyczą odrębnych aspektów naszego doświadczenia, a właściwie rozumiane, nie mogą popaść w konflikt. [53] Widoczny jest tu podział na pytania jak – na które ma odpowiadać nauka, oraz pytania dlaczego – które mają znajdować się w obrębie wpływów religii. Konflikt natomiast, […] istnieje wyłącznie w umysłach ludzkich i w ich społecznych działaniach […].[54] Według Goulda religia nie wkracza w rzeczywistość empiryczną, w konsekwencji czego nie mówi nic o świecie. Zajmuje się natomiast naszym stosunkiem do świata, zagadnieniami ostatecznego sensu i wartości moralnych. Z kolei nauka badać ma wyłącznie świat naturalny.[55]
Reasumując powyższy rozdział należy stwierdzić, że choć w okresie ostatniego stulecia powstało wiele koncepcji starających się pogodzić prawdy objawione w Biblii ze zdobyczami współczesnej wiedzy to dziś większość przyjmuje zasadę konkordyzmu, przyznając wyższość twierdzeniom nauki i sugerują, aby poddać metaforyzacji te fragmenty Pisma Świętego, których treść wydaje się sprzeczna z aktualnym stanem nauki. Zasada taka wyraźnie przyjmuje prymat nauki nad Biblią (naturalnie, w tych dziedzinach, w których się wypowiada), co więcej – kryterium, które fragmenty Biblii traktować metaforycznie, jest zewnętrzne, znajduje się poza nią, w nauce właśnie. [56] Nauka sprzyja pogłębianiu wiary – argumentują konkordyści – gdyż stawia przed nią coraz to nowe wyzwania, prowadzące do rozwoju refleksji teologicznej. Pomaga w tworzeniu bardziej precyzyjnych sformułowań, a także pełni funkcję stymulującą dla dogmatu chrześcijańskiego. Świat jest stworzony przez Boga, ale zarządzany przez człowieka – w tym stwierdzeniu tkwi właśnie legitymizacja prymatu nauki.[57] Postawę taką można zaobserwować już u Augustyna z Hippony, który […] uważał, że w razie sprzeczności między dobrze ustaloną prawdą naukową a dosłowną interpretacją Biblii rację należy przyznać nauce i szukać alegorycznych interpretacji Pisma […].[58]
Zauważają oni, po pierwsze, że Biblia nie jest podręcznikiem naukowym. Tak rozumieli przesłanie Biblii jeszcze św. Augustyn („Pan nie powiedział: zsyłam na was Ducha, aby was pouczył o biegu słońca i księżyca. Chciał was uczynić chrześcijanami, nie zaś astronomami”) i Galileusz („Intencją Ducha Świętego jest nauczenie nas tego, jak się idzie do nieba, a nie tego, jak niebo jest zbudowane”). Głównym przedmiotem Biblii nie jest dawanie naukowego wyjaśnienia zjawisk, jakie opisuje. Biblia dotyczy jedynie wiary i zbawienia, a reszta to tylko właściwe dla epoki powstania danej księgi biblijnej „dodatki” wynikające z ówczesnego sposobu widzenia i rozumienia świata, jest to ludzkie i kulturowe „tło” dla Bożego przekazu. [71] Zwracał na to uwagę jeszcze św. Hieronim w V wieku n.e.: „Kto w Piśmie Świętym szuka materiału z zakresu fizyki, chemii, biologii itp., musi się rozczarować; Biblia nie jest bowiem podręcznikiem świeckich dyscyplin”[59]
Poglądy Kościoła Katolickiego. Kościół Katolicki w przeszłości, przez wiele lat miał wiele problemów z określeniem sposobu powstania człowieka, jeśli już raz zaakceptował ewolucję. Próbował on pogodzić tę prawdę, że człowiek otrzymał duszę w momencie stworzenia z osiągnięciami współczesnej nauki. Katolicka nauka, przeciwnie do Prawosławia, mówi, że stan człowieka w raju był ponadnaturalnym stanem, że człowiek wtedy był dokładnie taki sam jak obecnie – śmiertelnym człowiekiem – ale Bóg dał mu wyjątkowy dar, specjalny stan łaski. Gdy upadł to tylko personalnie odpadł od łaski, która została mu dana, i dlatego jego natura nie uległa przemianie.[60]
Jako pierwszy ewolucjonizm zaakceptował papież Pius XII w encyklice Humani generis (1950): „Urząd Nauczycielski Kościoła nie zakazuje, żeby nauka ewolucjonizmu, o ile bada powstanie ciała ludzkiego z jakiejś już istniejącej żywej materii – co do dusz bowiem, wiara katolicka każe nam przyjąć, że one bezpośrednio stwarzane są przez Boga – była dyskutowana stosownie do obecnego stanu nauk i świętej teologii przez fachowców z obu stron.”[61]
Ale choć większość katolickich teologów to teistyczni ewolucjoniści to dopiero Jan Paweł II wyraźnie zaakceptował ewolucjonizm, kiedy 23 października 1996 roku w liście do członków Papieskiej Akademii Nauk, [62] stwierdził, że teoria ewolucji jest czymś więcej niż hipotezą.[63] Jedynym zastrzeżeniem było już tylko nadnaturalne pochodzenie duszy ludzkiej.
Bp Józef Życiński, w Tygodniku Powszechnym, „Bóg i ewolucja”, 5 stycznia 1997, nr (2478), s. 1, 10. wzmacnia znaną wypowiedź Jana Pawła II do Papieskiej Akademii Nauk z października 1996 roku. Opowiada się za wizją „ewoluującego wszechświata, w którym Bóg objawia swoją obecność”. A wszystko to dlatego, że „na progu trzeciego tysiąclecia chrześcijanin nie może ignorować wyjątkowej roli nauki w przekształceniach współczesnej cywilizacji”. By pozostać chrześcijaninem wystarczy uznawać, że bezpośrednio od Boga pochodzi niematerialna i nieśmiertelna dusza.[64] Patrząc historycznie, zarówno wystąpienie Papieża, jak i wypowiedzi w rodzaju omawianego artykułu, są kolejnymi krokami na drodze kompromisu chrześcijaństwa ze światem. Bóg już nie ma nic „do powiedzenia” na temat pochodzenia człowieka rozumianego jako gatunek biologiczny. Być może jeszcze da się powiedzieć, że kiedyś dawno stworzył Wszechświat, ale o tym, jak powstał człowiek, mówią już tylko nauki przyrodnicze. Biskup zaś pisze:” „wbrew postawie bronionej przez fundamentalistów protestanckich nie można tłumaczyć opisu biblijnego w sposób dosłowny. Skutkiem tego należy odrzucić formy interpretacji propagowane przez Świadków Jehowy czy bliskie niektórym grupom baptystów”.
Benedykt XVI podczas mszy inauguracyjnej mówił, poruszając kwestię ewolucji: „Celem naszego życia jest ukazanie ludziom Boga. Życie zaczyna się naprawdę w chwili dostrzeżenia Boga. (…) Nie jesteśmy przypadkowym i nieznaczącym produktem ewolucji. Każdy z nas jest rezultatem Bożej myśli. Każdy z nas jest chciany, każdy jest kochany, każdy jest niezbędny”.
Ostatnio prawdziwa burza rozpętała się, gdy w szanowanym amerykańskim dzienniku „New York Times” pojawił się artykuł wiedeńskiego kardynała Christopha Schönborna, który jest członkiem Watykańskiej Kongregacji Wychowania Katolickiego. Ten wpływowy kardynał twierdzi, że w swoim tekście chciał stawić odpór doniesieniom mediów jakoby Kościół katolicki stał zdecydowanie po stronie darwinistów. „Ewolucja w rozumieniu wspólnego pochodzenia może być prawdą, ale ewolucja w sensie neodarwinizmu – nieplanowego procesu przypadkowych zmian i selekcji naturalnej – nie jest” – napisał Schönborn. Podstawową kwestią dla postrzegania opinii wygłaszanych przez niego jest to, że miał on konsultować jego treść z będącym jeszcze wówczas kardynałem obecnym papieżem. Utrzymuje on też, że niewłaściwie interpretowany jest przez większość mediów list Jana Pawła II z 1996 roku w sprawie nauki. Zdaniem kardynała pismo to nie może być odczytywane jako bezkrytyczna aprobata wszystkich teorii ewolucji, włączając w to neodarwinizm, który otwarcie odrzuca jakąkolwiek rolę opatrzności bożej jako prawdziwej siły sprawczej.[65]
Ocenę stanowiska kardynała i opinię KK przedstawił Kenneth R. Miller w artykule Darwin, projekt i wiara katolicka[66]: (Przy czym obaj teologowie powołują się na dokument Międzynarodowej Komisji Teologicznej z 2004r.[67]) „Jak kardynał Schönborn trafnie zauważa, Kościół katolicki nieustannie sprzeciwia się wizji życia, która wykluczałaby pojęcie Boskiego celu i znaczenia.[68] W rzeczywistości, dokument ten wyraża żarliwą aprobatę dla „szeroko akceptowanego wyjaśnienia” powstania i ewolucji życia, opisuje pochodzenie wszystkich żywych istot od wspólnego przodka, jako „w zasadzie pewne” oraz powtarza obserwacje Jana Pawła II dotyczące „wzmagającego się poparcia” dla ewolucjonizmu ze strony wielu dziedzin badań.[69] Co jednak ważniejsze, ten sam dokument wyraża się krytycznie na temat tego, jak powinniśmy interpretować badania naukowe, odnoszące się do złożoności życia: „tego, czy dostępne dane pozwalają wnioskować o słuszności projektu czy przypadkowości, nie da się ustalić na gruncie teologii. Ale należy zauważyć, że zgodnie z katolickim rozumieniem boskiej przyczynowości, prawdziwą przygodność w porządku stworzenia można pogodzić z celową boską opatrznością”.[70] Właśnie tam, w tym prostym poglądzie, znaleźć można istotę zgodności pomiędzy ewolucjonizmem a teologią katolicką. Samą istotę ewolucji, czyli „przygodność w porządku stworzenia”, da się całkowicie pogodzić z wolą Boga. Ten oficjalny dokument Kościoła jeszcze raz podkreśla stwierdzenie, że „nawet wynik prawdziwie przygodnego procesu naturalnego może być częścią Boskiego planu stworzenia”. A ewolucja, jak uwypukla to doskonale Stephen Jay Gould w swoich pismach, jest prawdziwie przygodnym i naturalnym procesem. Ewolucja biologiczna doskonale pasuje do tradycyjnego katolickiego rozumienia tego, jak przygodne naturalne procesy da się rozumieć jako część Boskiego planu, podczas gdy filozofie „ewolucjonistyczne”, które zaprzeczają działalności Boga, nie pasują do tego rozumienia. Trzech papieży, począwszy od Piusa XII, wyraziło się na ten temat niezwykle jasno. Warto przytoczyć List Jana Pawła II do Papieskiej Akademii Nauk z 1996 roku,[71]: „Prawda nie może stać w sprzeczności z Prawdą”. W tym liście zmarły niedawno papież, pisząc w tradycji św. Augustyna i św. Tomasza z Akwinu, potwierdza zaangażowanie kościoła na dwóch płaszczyznach, naukowej racjonalności i najgłębszego duchowego rozumienia ostatecznego znaczenia i celu życia. „Tak jak inni naukowcy wyznający wiarę katolicką, dostrzegam plan i cel Stworzyciela, które realizują się w naszym Wszechświecie. Widzę planetę tętniącą ewolucyjnymi możliwościami, ciągłe stwarzanie, w którym Boska opatrzność wyraża się w każdej żywej istocie. Widzę naukę, która mówi nam, że rzeczywiście istnieje projekt życia. A imieniem tego projektu jest ewolucja”.[72]
Na zakończenie chciałbym dodać dwie definicje z Leksykonu teologicznego wydanego przez Wydawnictwo WAM, Kraków 2002 Ks. Jan Ożóg SJ , które definiują:
- „Ewolucja (łac. “rozwój”). Teoria, której twórcą jest Karol Darwin (1809-1882); według niej obecne istoty żywe rozwinęły się stopniowo drogą doboru naturalnego z bytów mniej złożonych. Niektórzy fundamentaliści błędnie utrzymywali, że teoria rozwoju biologicznego kłóci się z opowiadaniem Księgi Rodzaju o stworzeniu; wbrew temu daje ona wspaniały obraz Boga pracującego z mądrością i mocą “od wewnątrz”, aby wyprowadzić wyższe formy życia, a na końcu wyłonić ludzkie istoty.”
- „Poligenizm (gr. “wiele początków”). Pogląd, że rodzaj ludzki nie pochodzi od pierwotnej pary przodków, jak to twierdzi monogenizm (gr. “jeden początek”), lecz od wielu. W wydanej w roku 1950 encyklice Humani generis (łac. “Rodzaj ludzki”) Pius XII ostrzega przed poligenizmem, bo nie jest rzeczą jasną, czy się da on pogodzić z nauką o grzechu pierworodnym i o jego przejściu na wszystkich potomków Adama i Ewy (DH 3897; ND 420). Po roku 1950 cieszący się poważaniem i prawomyślni teologowie, opierając się na udoskonalonej egzegezie i na dokładniejszej interpretacji wypowiedzi św. Pawła (Rz. 5, 12-19), zaproponowali sposoby pogodzenia wiary o istnieniu grzechu pierworodnego z poligenizmem.”
Komentarz wydaje się zbędny, niemniej wypada zauważyć, że nawet w ramach Kościoła Katolickiego spotyka się poglądy kreacjonistyczne.[73]
IV . Poglądy Cerkwi
Teologia dogmatyczna. Na początek chciałbym przedstawić kilka oczywistych spraw, które przekazuje nam teologia dogmatyczna i w które należąc do Cerkwi zobowiązani jesteśmy wierzyć: choć nasz stopień wiedzy o Bogu jest ograniczony, to można stwierdzić, że Bóg stworzył niebo i ziemię, sam niezależnie i ze swej woli a nie natury. Świat został stworzony, pojawił się z woli Bożej a nie powstał sam z siebie. Stworzony był w kolejności od prostych form do coraz bardziej złożonych, stworzony nie z obowiązku ale z wolnej chęci Boga, stworzony został SŁOWEM Bożym z udziałem Ducha Świętego, stworzony został z niebytu, wszystko na ziemi stworzone zostało z prochu ziemi poza duszą człowieka, która nosi w sobie obraz i podobieństwo boże, na świecie nie ma niczego niestworzonego poza Bogiem, a wszystko stworzone było dobre, Świat został stworzony z niczego (2 Mach 7,28 „z niczego stworzył je Bóg”; Hebr 11,3 „Słowem Boga światy zostały tak stworzone”; Rzym 4,17 „to co nie istnieje powołuje do istnienia”). Czas zaczął się przy stworzeniu świata, do tamtej pory była wieczność. Choć pierwsze trzy dni były bez słońca, które zostało stworzone w dniu czwartym, to nie wiemy jakiej natury były te dni. Słowo jest wyrażeniem woli Bożej i choć świat został stworzony w czasie to Bóg miał o nim zamysł od zawsze. Były dwa etapy stworzenia człowieka – stworzenie ciała i ożywienie go. „Błagodat” (łaska) Boża była dla pierwszych ludzi jak odzież. Bóg był ich nauczycielem, uczynił ich godnymi swego bezpośredniego objawienia. Rozmawiał z nimi i odkrywał im swoją wolę. Człowiek miał uprawiać raj i strzec go, nadawał imiona stworzeniom (współdziałał w stworzeniu). Człowiek miał rozwijać się aby zjednoczyć się ściślej z Bogiem. Adam miał wzrastać duchowo przy pomocy Bożej za pomocą własnego dziania. Jego ciało było bez skazy, bez niedostatków zewnętrznych, miało świeże siły, nie miało najmniejszego złego czynnika i było wolne od chorób i cierpień. Ale jako człowiek niedoskonały Adam potrzebował Boga aby utwierdzić się na drodze do dobra, głównym środkiem było zawierzenie i posłuszeństwo.[74]
Nauki ojców Kościoła Święci Ojcowie interpretowali tekst Księgi Rodzaju w sposób, który mógłby uchodzić za raczej „dosłowny”. Choć wielu dziś próbuje interpretować je w sposób alegoryczny, uważając, że wiara w natychmiastowe stworzenie Adama przez Boga jest „bardzo płytką interpretacją Pisma Świętego”.
Zwolennicy ewolucjonizmu przywołują teksty ojców Kościoła wykazując potrzebę alegorycznej interpretacji księgi rodzaju. Głoszą oni, że Biblia nie jest podręcznikiem naukowym i że tak to rozumiał św. Augustyn pisząc: „Pan nie powiedział: zsyłam na was Ducha, aby was pouczył o biegu słońca i księżyca. Chciał was uczynić chrześcijanami, nie zaś astronomami”. Według nich głównym przedmiotem Biblii nie jest dawanie naukowego wyjaśnienia zjawisk, jakie opisuje. Biblia dotyczy jedynie wiary i zbawienia, a reszta to tylko właściwe dla epoki powstania danej księgi biblijnej „dodatki” wynikające z ówczesnego sposobu widzenia i rozumienia świata, jest to ludzkie i kulturowe „tło” dla Bożego przekazu.[75] Zwracał na to uwagę jeszcze św. Hieronim w V wieku n.e.: „Kto w Piśmie Świętym szuka materiału z zakresu fizyki, chemii, biologii itp., musi się rozczarować; Biblia nie jest bowiem podręcznikiem świeckich dyscyplin”[76]
Ale pomimo alegorycznych prób tłumaczenia pisma to św. Bazyli Wielki, w Hexaemeronie tak pisał o sześciu dniach stworzenia: „Ci którzy nie podzielają powszechnego rozumienia Pism Świętych mówią, że woda nie jest wodą, ale jakąś inną naturą, i opisują roślinę i rybę zgodnie ze swoimi własnymi poglądami. Opisują też zachowanie gadów czy dzikich zwierząt dostosowując ten opis do swoich poglądów, podobnie jak objaśniacze snów, którzy wydarzenia widziane w snach wyjaśniają według własnych chęci i celów. Kiedy słyszę „trawa”, wtedy myślę o trawie i w taki sam sposób rozumiem wszystko tak, jak to jest powiedziane, roślina, ryba, dzikie zwierzę czy wół. „Rzeczywiście, nie wstydzę się Ewangelii.” … Ponieważ Mojżesz przemilczał pewne rzeczy, jako dla nas bezużyteczne i nie odnoszące się w żaden sposób do nas, czy z tego powodu mamy wierzyć, że słowa Pisma Świętego są przez to mniej ważne niż fałszywa mądrość (tych, którzy pisali na temat świata)? Czy raczej powinniśmy oddać mu chwałę, że nie zaprzątał naszego umysłu próżnymi rzeczami, ale tak zarządził, żeby wszystkie słowa były pisane dla zbudowania i kierowania dusz? To jest rzecz, z której widocznie niektórzy nie zdają sobie sprawy, próbując przez fałszywe argumenty i alegoryczne interpretacje nadać Pismu Świętemu sens według własnych wymysłów. Ale są to poglądy tych, którzy uważają siebie samych za mądrzejszych od objawienia Ducha Świętego i którzy pod pretekstem swoich komentarzy przedstawiają tylko własne wyobrażenia. A zatem starajmy się rozumieć tekst tak, jak jest napisany.”[77] Najwyraźniej św. Bazyli ostrzega nas, żebyśmy wystrzegali się „wyjaśnień” ustępów Księgi Rodzaju, których nasz zdrowy rozsądek nie może pojąć.
Jednym z czołowych patrystycznych komentatorów Księgi Rodzaju jest św. Efrem Syryjczyk, pochodził on ze wschodu i znał dobrze język hebrajski. Współcześni naukowcy twierdzą, że mieszkańcy wschodu skłonni byli raczej do interpretacji „alegorycznych” i że dlatego również Księga Rodzaju musi być interpretowana w ten sposób. Ale św. Efrem w swoim komentarzu do Księgi Rodzaju pisze: „Nikt nie powinien myśleć, że stworzenie w ciągu sześciu dni jest alegorią; tak samo niedopuszczalne jest twierdzenie, że to, co było, zgodnie z opisem, stworzone w ciągu sześciu dni, było stworzone w jednym momencie, i podobnie, że pewne nazwy przytoczone w tym miejscu nie mają żadnego znaczenia albo znaczą coś innego. Przeciwnie, trzeba nam wiedzieć, że tak jak niebo i ziemia, które były stworzone na początku, są w rzeczywistości niebem i ziemią, a nie czymś innym ukrytym pod nazwą nieba i ziemi, i że wszystko inne wymienione jako stworzone i uporządkowane po stworzeniu nieba i ziemi to nie są tylko puste nazwy.”[78] … „Mimo, że światło i chmury były stworzone w mgnieniu oka, to jednak i noc i dzień tego pierwszego dnia stworzenia miały po dwanaście godzin.”[79] ….. „Kiedy w mgnieniu oka żebro (Adama) zostało wyjęte i podobnie jak szybko ciało wypełniło ubytek, nagie żebro przyjęło skończoną formę i całe piękno kobiety, i wtedy Bóg przyprowadził ją i przedstawił Adamowi.”[80] Zupełnie jasno widzimy, że św. Efrem czytał Księgę Rodzaju „tak, jak jest napisana”; kiedy słyszał „żebro Adama” rozumiał „żebro Adama” i zupełnie nie przyjmował żadnych alegorycznych sposobów wydobywania dodatkowych znaczeń. Podobnie bardzo wyraźnie rozumie sześć dni stworzenia jako właśnie sześć dni, po 24 godziny każdy, z których każdy podzielony jest na dwunastogodzinny „wieczór” i „poranek”.
Czy początek całego świata to nie jest cud? Św. Grzegorz z Nyssy, św. Cyryl Jerozolimski, św. Grzegorz Teolog, św. Jan Damasceński (w rzeczywistości wszyscy Ojcowie) nauczali, że pierwszy człowiek powstał w sposób inny niż przez naturalne zrodzenie, nie tak jak wszyscy inni ludzie; podobnie pierwsze stworzenia, tak jak czytamy w świętym tekście Księgi Rodzaju, powstały w inny sposób niż wszelkie ich potomstwo: nie pojawiły się z naturalnego procesu rozmnażania ale za przyczyną Słowa Bożego. W mowie na trzeci dzień stworzenia św. Bazyli pisze: „Podczas tego jednego stwierdzenia powstał cały gęsty las; wszystkie drzewa wystrzeliły w górę … Podobnie wszystkie krzewy były natychmiast gęste z liśćmi i gałęziami; i tak zwane kwiaty girlandowe … wszystko zaistniało w jednym momencie, mimo, że ich wcześniej nie było na ziemi.”[81]….. „Niech ziemia wyda owoc.” To krótkie polecenie stało się w jednej chwili potężną naturą i złożonym systemem, które szybciej niż nasza myśl doprowadziło do doskonałości niezliczone właściwości roślin.”[82] I znowu na temat piątego dnia stworzenia: „Rozkaz został wydany. Natychmiast rzeki i bagniste jeziora zaroiły się i pełne były różnych gatunków właściwych dla swojego rodzaju.”[83]
Podobnie św. Jan Chryzostom w swoim komentarzu do Księgi Rodzaju pisze: „Dzisiaj Bóg przeszedł ponad wodami i pokazuje nam, jak przez Jego Słowo i rozkaz wody zaroiły się od stworzeń. Powiedzcie mi, czyj umysł jest w stanie pojąć ten cud? Jaki język mógłby wysłowić wspaniałość Stwórcy? On tylko rzekł: „Niech ziemia wyda owoc” – i natychmiast przebudził ją by wydała owoce … Co do ziemi, powiedział tylko: „Niech wyda owoc” – i pojawiła się wielka rozmaitość kwiatów, traw, nasion, a wszystko to powstało poprzez jedno Jego słowo; tutaj więc rzekł On: „Niech zaroją się wody…” i nagle pojawiło się wielkie mnóstwo pełzających zwierząt, takie mnóstwo ptaków, że nawet nie jest możliwe ich wyliczenie.”[84]
Św. Grzegorza z Nyssy zaś pisze: „Człowiek stworzony był ostatni, po roślinach i zwierzętach, bo natura podąża ścieżką wiodącą stopniowo do doskonałości”. „To jest tak, jakby natura wspinała się poprzez kolejne stworzenia, wstępując coraz wyżej, od form najlichszych do doskonałych”. To samo wyraża również św. Grzegorz Teolog kiedy stwierdza, że stworzenie nie jest „natychmiastowe”: „W dniach stworzenia zawarta jest pewna kolejność rzeczy, są rzeczy pierwsze, drugie, trzecie i tak dalej aż do siódmego dnia odpoczynku od pracy, i z powodu tych kolejnych dni całe stworzenie jest podzielone, wezwane do istnienia niewypowiedzianym prawem, ale nie stworzone w jednej, tej samej chwili przez Wszechmogące Słowo, dla którego pomyśleć lub wypowiedzieć oznacza to samo, co wykonać dzieło. To, że człowiek pojawił się na świecie ostatni, uhonorowany przez ukształtowanie przez Boże dłonie i umieszczony w nim obraz Boga, nie jest w najmniejszym stopniu zaskakujące, bo dla niego, jak dla króla, królewskie mieszkanie musiało być najpierw przygotowane i tylko wtedy król mógł być doń wprowadzony, w towarzystwie całego stworzenia.”[85] I znowu św. Jan Chryzostom: „Wszechmogąca prawica Boża i Jego nieskończona mądrość nie miałaby żadnych trudności w stworzeniu wszystkiego w jeden dzień. Co też mówię, w jeden dzień? – w jednej chwili. Ale ponieważ uczynił wszystko co istnieje nie dla własnej korzyści, bo On nie potrzebuje niczego będąc Sam w Sobie samowystarczalnym, przeciwnie, uczynił wszystko w Swojej miłości do ludzi i dobroci, dlatego właśnie stwarzał stopniowo i ofiarował nam przez usta błogosławionego Proroka jasny wykład tego, co zostało stworzone żebyśmy, dowiedziawszy się tego wszystkiego szczegółowo, nie popadli pod zgubny wpływ tych, którzy zniewoleni zostali przez ludzki sposób myślenia… A dlaczego, zapytacie, człowiek uczyniony został na końcu, jeśli przewyższał wszystkie stworzenia? Dla ważnego powodu. Kiedy król zamierza wkroczyć do miasta, jego giermkowie i inni muszą iść przodem po to, by król mógł wejść do uprzednio przygotowanych dla niego komnat. Właśnie dlatego Bóg tak zarządził, zamierzając umieścić króla i władcę ponad wszystkim ziemskim, z początku więc zadbał o dekoracje, a dopiero potem uczynił władcę.”[86]
Św. Efrem i św. Jan Chryzostom w swoich komentarzach do Księgi Rodzaju wyraźnie uważają Boże stworzenie za pracę sześciodniową, podczas której każdego dnia Bóg stwarzał rzeczy „natychmiast”, w jednym momencie. Św. Bazyli Wielki, w przeciwieństwie do szeroko rozpowszechnionej wiary „chrześcijańskich ewolucjonistów”, także zapatruje się na Boże stworzenie jako dzieło „natychmiastowe” i „nagłe”, uważając sześć dni stworzenia za dwudziestoczterogodzinne. Oto co napisał o pierwszym dniu: „Upłynął wieczór i poranek.” Oznacza to, że było miejsce na dzień i noc. „I tak upłynął wieczór i poranek – dzień jeden.” Dlaczego powiedział ‘jeden’ a nie ‘pierwszy’?… Powiedział ‘jeden’ bo wtedy Bóg wyznaczył miarę dnia i nocy, łącząc czas nocny i dzienny, ponieważ dwadzieścia cztery godziny wypełniały czas jednego dnia, jeśli, oczywiście, noc jest łączona z dniem.”[87] Nawet św. Grzegorz Teolog, ten najbardziej „kontemplacyjny” z Ojców, uważał dokładnie tak samo, gdyż napisał: „Dokładnie tak, jak pierwsze stworzenie zaczyna się w niedzielę (a to jasno wynika z faktu, że siódmym dniem była sobota, która była dniem odpoczynku po pracy), więc także drugie stworzenie zaczyna się znowu tego samego dnia.”[88]
Przyjrzyjmy się teraz bliżej innemu komentarzowi do Księgi Rodzaju, napisanemu przez św. Jana Chryzostoma. Nie znajdziemy u niego żadnych „alegorii”, ale ścisłą interpretację tekstu takiego, jaki jest napisany. Podobnie jak inni Ojcowie mówi nam, że Adam uformowany był dosłownie z pyłu ziemi, a Ewa dosłownie z żebra Adama. Pisze: „Jeśli nieprzyjaciele prawdy upierają się, że niemożliwe jest uczynić coś z czegoś co nie istnieje, zapytajmy ich: Czy pierwszy człowiek był utworzony z ziemi, czy nie? Bez wątpliwości zgodzą się z nami i powiedzą: Tak, z ziemi. Dobrze, w takim razie niech nam powiedzą, w jaki sposób ciało utworzone było z ziemi? Z ziemi może być brud, cegły, glina, dachówka: jak może być utworzone ciało? Jak utworzono kości, nerwy, ścięgna, tłuszcz, skórę, paznokcie, włosy? Jak z jakiegoś jednego materiału w ręce powstało tak wiele rzeczy o różnych własnościach. Teraz nie mogą już nawet otworzyć swoich ust (do odpowiedzi).”[89]
Św. Jan Chryzostom – wszędzie interpretuje święty tekst Księgi Rodzaju tak, jak jest napisany, wierząc, że nic innego ale właśnie wąż (przez którego przemawiał diabeł) kusił naszych prarodziców w Raju, że Bóg rzeczywiście przyprowadził wszystkie zwierzęta przed Adama, żeby nadał im nazwy, i że „te nazwy nadane przez Adama pozostały nawet do tej pory.”[90]
Św. Jan z Damaszku w swoim dziele Przeciw herezjom opisuje alegoryczne interpretacje Raju jako ewidentną część herezji orygenistów: „Opisują oni Raj, niebo i wszystko inne w alegorycznym znaczeniu.”[91]
Św. Makary Wielki, prorok, który wskrzeszał zmarłych pisze: „Raj został zamknięty i rozkazano Cherubinowi bronić dostępu do niego przy pomocy ognistego miecza: wierzymy w to, że na sposób widzialny rzeczywiście jest właśnie tak, jak zostało napisane, ale jednocześnie odkrywamy, że to wydarza się mistycznie w duszy każdego człowieka.”[92] Nasi współcześni „patrologowie”, którzy podchodzą do świętych Ojców nie jak do niewyczerpanego źródła Tradycji, ale jak do martwych „akademickich materiałów źródłowych” niezmiennie pomijają ten bardzo istotny fakt. Każdy prawosławny chrześcijanin żyjący w Tradycji świętych Ojców wie, że kiedy Ojcowie interpretują duchowo albo alegorycznie fragment Pisma Świętego, nigdy nie zaprzeczają dosłownemu znaczeniu tekstu, zakładając, że znaczenie to jest wystarczająco przyswojone przez czytelnika. Podam tego oczywisty przykład. Błogosławiony Grzegorz Teolog w swojej homilii na święto Objawienia napisał o Drzewie Poznania: „Drzewo, to według mnie Kontemplacja, która jest bezpieczna tylko dla tych, których natura jest dojrzała do jej przyjęcia.”[93] Jest to głęboka, duchowa interpretacja, ale nie ma chyba żadnego innego fragmentu z pism tego Ojca w którym twierdziłby, że to drzewo nie oznacza również dosłownie drzewa, „tak, jak jest napisane”. Czy jest to zatem „otwarty problem”, jak nasi akademicy chcieliby utrzymywać, że historia Adama w Raju to wyłącznie „alegoria”?
Przeciwko św. Grzegorzowi Palamasowi i innym hezychastom, nauczycielom prawdziwej prawosławnej doktryny o „Niestworzonym Świetle” z góry Tabor, powstał na zachodzie racjonalista Warłaam z Kalabrii. Wykorzystując fakt, że św. Maksym Wyznawca w pewnym fragmencie nazwał Światło Przemienienia „symbolem teologii”, Warłaam nauczał, że Światło to nie było manifestacją Bóstwa, ale tylko czymś cielesnym, materialnym, nie Bożą Światłością, ale tylko jej symbolem. To sprowokowało św. Grzegorza Palamasa do ułożenia odpowiedzi, w której rzuca światło na związki pomiędzy „symboliczną” i „dosłowną” interpretacją Pisma Świętego, ze szczególnym odniesieniem do fragmentu ze św. Grzegorza Teologa, który cytowałem wyżej. Pisał on, że Warłaam i inni:
„…nie widzą, że Maksym, mądry w Boskich sprawach, nazwał Światłość Przemienienia „symbolem teologii” tylko przez analogię i w duchowym znaczeniu. Rzeczywiście, taka jest teologia, która jest podobna do światła i jej celem jest podnoszenie wzwyż naszych dusz, które mają własne istnienie, byśmy sami, faktycznie i w słowach, stali się jej symbolami przez podobieństwo; to właśnie jest znaczenie, w którym Maksym nazywa Światłość „symbolem”… Podobnie Grzegorz Teolog nazwał drzewo poznania dobra i zła „kontemplacją” rozważywszy je w swojej kontemplacji jako symbol tej „kontemplacji”, która ma nas unosić wzwyż; ale to nie znaczy, że przedmiot rozważań jest iluzją albo symbolem, bez swojej własnej egzystencji. Boski Maksym czyni też Mojżesza symbolem prawodawstwa, a Eliasza symbolem profetyzmu! Czyżbyśmy przez to twierdzili, że realnie ich nie było, że byli wymyśleni tylko jako „symbole”? A czyż Piotr dla kogoś, kto chciałby wznieść się wysoko w kontemplacji, nie mógłby zostać symbolem wiary, Jakub symbolem nadziei a Jan symbolem miłości?”[94]
Możliwe byłoby mnożenie takich cytatów pokazujących to, czego naprawdę nauczali święci Ojcowie na temat interpretowania Pisma Świętego, w szczególności Księgi Rodzaju; ale do tej pory przytoczyłem ich już wystarczająco dużo, żeby zaprezentować prawdziwą naukę patrystyczną na ten temat, wskazując jak bardzo poważne trudności napotka każdy, kto chciałby interpretować Księgę Rodzaju według współczesnych idei i „mądrości”. W rzeczywistości patrystyczna interpretacja całkowicie uniemożliwia pogodzenie relacji z Księgi Rodzaju z teorią ewolucji, która wymaga całkowicie „alegorycznej” interpretacji tego tekstu w wielu punktach, podczas gdy patrystyczna interpretacja na to nie zezwala. Doktryna, że Adam nie był utworzony z pyłu ziemi, ale powstał wskutek rozwoju z jakiegoś innego stworzenia, jest nauką nową, całkowicie obcą Prawosławiu.[95]
Z dowodów liturgicznych najlepiej przedstawić sens tekstów nabożeństwa 1 września opisujący stworzenie jako początek wszystkiego na początku roku liturgicznego.
Czytamy tam: „Христє божє наш, мудростїю вся содђявый, из не сущих во єжє быти привєдый”[97] (Chryste Boże nasz, Który mądrze wszystko uczyniłeś, z nieistnienia do istnienia wszystko przyprowadziłeś). Widzimy tu jasno stworzenie z nieistnienia a nie tworzenie z innej wcześniejszej pramaterii czy czegoś innego w wyniku ewolucji. Nic tu się nie rozwija ale powstaje raz doskonałe. Dalej: „Ижє въ мудрости вся содђтєльствовавый превђчное слово отчєє, и всячєскую тварь всєсильнымъ словомъ твоимъ составивый”[98] (Ty Który mądrze wszystko stworzyłeś przedwieczne Słowo Ojca i całe stworzenie najpotężniejszym słowem Twoim ustanowiłeś). Św. Jan z Damaszku pisze tu wyraźnie o stworzeniu słowem. Następnie: „Из нє сущих всячєская мудрђ ωбновившаго создатєля…”[99] (Z nieistnienia wszystko mądrze ustanawiającego stwórcę…) Jak można tłumaczyć te słowa w oparciu o ewolucję? i wreszcie: „…вся мудростїю сотворил єси, врємєна и лєта нам прєдложив”[100] (Wszystko mądrze stworzyłeś czasy i lata nam ukazując).
Wyjaśnienia jednak wymaga ujęcie czasu jako potrzebnego człowiekowi do rozwoju a po upadku do powrotu do wcześniejszej natury, wtedy to musiał zmienić się czas i musiały zmienić się prawa fizyki, które współczesny człowiek traktuje jako stałe. A od czasu Einsteina i nauka temu zaprzecza. W odniesieniu do czasu stworzenia czytamy: „Вся твари содђтєлю, врємена и лђта во своєй власти положивый”[101] (Twórco wszystkiego co istnieje, czasy i lata w swojej władzy ustanowiłeś). Czyli Bóg posiada władzę nad czasem i przestrzenią. Dalej „…Христє царю …, ижє дни и нощи, врємєна и лђта сотворивый….”[102] (… Chryste Królu …, Który stworzyłeś dni i noce, czasy i lata) a także: „Изводящєму всячєская богу, и врємєна измђняющєму,”[103] (Wyprowadzającemu tworzącemu wszystko Bogu i zmieniającemu czasy); i znowu: „Содђтєлю и правитєлю всєя твари сый, врємєна и лєта положивый въ твоєй власти”[104] (Twórco i prawodawco całego stworzenia, Któryś ustanowił swoją władzę nad czasem i latami); na koniec: „Прєвђчноє слово отчєє, ижє во ωбразђ божий сый, и составивый твар из нє сущаго во єжєбыти врємєна и лєта во своєй власти положивый.”[105] (Przedwieczne Słowo Ojca, Któryś z jego natury, i stworzyłeś wszystko co istnieje, z niebytu do istnienia czasy i lata w swojej władzy ustanowiłeś).
Na koniec przyjrzyjmy się sposobowi stwarzania wzorującemu się na księdze Genesis – czytamy: „Вся дђла твоя господи, нєбєса и зємля, светъ и море, воды и вси источницы, солнцє жє, луна и тьма, звђзды, огнь, чєловђцы и скоти, со ангєлы восхваляютъ тя”[106] (Wszystkie zamysły Twoje Panie, niebo i ziemia, światłość i morze, słońce że, księżyc i ciemność, gwiazdy, ogień, człowiek i zwierzęta z aniołami Cię wysławiają. Nie widzimy tu stworzenia najpierw Ziemi i słońca potem form prymitywnych, z których wyłonią się bakterie rośliny i zwierzęta, a w końcu człowiek.)
Ale w naszej rzeczywistości istnieją również „prawosławni ewolucjoniści”. Pierwszym prawosławnym pisarzem, który poruszył problem wiary i nauki był Włodzimierz Sołowiow (1853-1900), rosyjski filozof, poeta i publicysta, odegrał znaczącą rolę w rozwoju rosyjskiej filozofii i poezji na przełomie XIX i XX w. W swej książce Wiara jako fundament nauki[107] przedstawił naukę, która stała się przedmiotem wiary, a „wierzyć w naukę oznacza właściwie przeciwieństwo istniejących niezgodności (pomiędzy poszczególnymi dziedzinami), brakiem związku i drobnostkowością naukowej wiedzy (oddzielnych dyscyplin) promować jedyną całą wszechobejmującą i wszystko opisującą naukę.”[108] Jeśli istnieć ma nauka to musi obejmować całość wiarę filozofię i naukę ze wszystkimi przeciwnościami.
Teodozjusz Dobrzański był rosyjskim prawosławnym uczonym, często cytowanym przez innych „chrześcijańskich ewolucjonistów”. Dobrze znany naukowiec, który był profesorem genetyki na Uniwersytecie Kalifornijskim. Urodził się w Rosji w roku kanonizacji św. Teodozjusza (1900). Przyjechał do Ameryki w latach dwudziestych. Jego idea ewolucji, została przedstawiona w prawosławnych periodykach, Kwartalniku Teologicznym seminarium św. Włodzimierza. W artykule, który był w całości opublikowany i streszczony bez komentarza w wielu prawosławnych periodykach w Ameryce „Ewolucja jako Szczególna Boża Metoda Stworzenia” (Concern, wiosna 1973r.), Dobrzański przedstawia każdego, kto nie zgadza się z teorią ewolucji jako tego, kto nie rozumie Bożego zamysłu. Pisze: „Naturalna selekcja jest ślepym i twórczym procesem…. Naturalna selekcja nie pracuje stosownie do przedzamierzonego planu.” Opisuje nienormalną różnorodność życia na ziemi i nazywa ją „kapryśną (dziwaczną) i zbyteczną.(…) „Co za bezsensowne działanie aby tworzyć mnóstwo gatunków ex nihilo (z niczego), a potem pozwolić większości z nich wymrzeć!… Jaki jest sens z posiadania tak wielu jak dwa lub trzy miliony gatunków żyjących na ziemi?… Czy Stwórca bawił się, w rzeczywistości żartując?” Odpowiada: „Organiczna różnorodność staje się tylko wtedy zrozumiała i sensowna, gdy przyjmiemy za fakt, że Bóg stworzył żyjący świat, nie z niczym nieuzasadnionego przypadku ale z ewolucyjnym poruszeniem przez naturalną selekcję. Jest błędem utrzymywać stworzenie i ewolucję jako wzajemne wykluczające się alternatywy.” Autor wyjaśnia przyczynę istnienia tak wielu gatunków w przyrodzie jako konieczną do naturalnej selekcji, ewolucji, która staje się sposobem tworzenia świata i przyrody. Dobrzański głosi liberalne poglądy, że Księga Genesis jest symboliczna, że ludzka świadomość jest wypadkiem tragicznej beznadziejności we współczesnym świecie, i że tylko ucieczka jest dla człowieka urzeczywistnieniem, że człowiek mógłby współpracować w rajskim tworzeniu, mógłby uczestniczyć w przedsięwzięciu uczynienia śmiertelności człowieka częścią Boskiego odwiecznego zamysłu.[109]
Przemiana. Prawosławni chrześcijanie wierzą, że nasza natura jest prawdziwie nieśmiertelna. Abba Doroteusz mówi to w pierwszym rozdziale swych dialogów, gdzie opisał nam cztery wizerunki Adama, pierwszego człowieka, aby dać nam obraz tego, do czego mamy dążyć i do czego wrócić. Zamierzamy żyć wiecznie w ciele i to w sposób jaki był na początku. Po upadku straciliśmy naszą naturę i błogosławiony stan, w którym Adam przebywał z Bogiem. Nasza natura zmieniła się i zdegenerowała w upadku. Chrystus jest nowym Adamem; i w Nim my się naprawiamy do naszej starej, poprzedniej natury. Niektórzy Ojcowie, jak św. Symeon Nowy Teolog, podjęli to pytanie: Dlaczego, wtedy, nie staliśmy się od razu nieśmiertelni kiedy Chrystus umarł i zmartwychwstał? Św. Symeon odpowiada, że to było tak, iż wtedy moglibyśmy być zmuszeni do zbawienia; a my wciąż musimy zdobywać nasze zbawienie. I całe stworzenie czeka na zdobycie przez nas zbawienia, kiedy ono również podniesie się do stanu, w którym było przed upadkiem, a nawet do jeszcze wyższego stanu. To wszystko jest przepełnione tajemnicą; jest ukryte przed nami, ale przecież wiemy wystarczająco dużo o tym od Świętych Ojców. Św. Symeon dużo pisał o naturze człowieka przed upadkiem. Całe stworzenie, mówi, jest zepsute tak samo jak człowiek i dopiero po upadku stworzenie zaczęło umierać. Kiedy nadejdzie nowy świat „nowe niebo i nowa ziemia” (Apok. 21:1), wtedy „łagodny …. odziedziczy ziemię” (Mat. 5.5). Czym jest ziemia? Czy to będzie ta ziemia, którą możemy dzisiaj oglądać, tylko spalona i odbudowana tak, że całe stworzenie będzie nie ulegające zepsuciu? Tak naprawdę całe stworzenie dąży do tego, czym pragnie stać się potem. Kiedy św. Paweł powiedział nam „całe stworzenie przebywa w rozpaczy” (Rzym 8.20) to znaczy, że cały świat został zepsuty przez upadek człowieka.[119]
Ziemia w obecnym kształcie powstała po upadku człowieka, zmieniła się jej forma. Naukowcy liczą jej wiek na podstawie skamieniałości, układu geologicznego warstw skalnych, a także okresu półrozpadu izotopu węgla C14 w pozostałościach biologicznych, ale czyż wiek drewnianego domu ocenia się po liczbie słojów użytego do niego drewna?
6 dni stworzenia Nieważne jak je sobie ktoś wyobraża, owe „dni” są one ponad naszymi zdolnościami rozumienia, bo my znamy tylko „dni” naszego upadłego świata; nie jesteśmy w stanie nawet wyobrazić sobie tych dni, w których Boża stwórcza moc potężnie zabrała się do pracy. Sami święci ojcowie raczej niewiele mówili o tym, bez wątpienia dlatego, że nie był to dla nich istotny problem. Jest to problem dla współczesnych ludzi przede wszystkim dlatego, że próbują zrozumieć Boże stworzenie poprzez prawa natury naszego upadłego świata. Wydaje się, że Ojcowie zakładali, że te dni w czasie stwarzania świata nie przypominały obecnych dni, ale kilku z nich rzeczywiście twierdziło, że miały po 24 godziny, tak jak święty Efrem. Nie jest to najważniejsza kwestia, przy omawianiu początku kosmosu, ale jest ona jednak pewnym przejawem wpływu współczesnej filozofii na „chrześcijańskich ewolucjonistów”, którzy bardzo nerwowo starają się powtórnie zinterpretować te sześć dni stworzenia, by nie wypaść na głupców przed „mędrcami” tego świata, którzy „naukowo udowodnili”, że jakakolwiek „kreacja” mogła mieć miejsce przed niezliczonymi milionami lat. Co bardziej istotne, powód dla którego „chrześcijańscy ewolucjoniści” mają takie trudności z wiarą w sześć dni stworzenia, co nie było żadnym problemem dla świętych Ojców, jest taki, że zupełnie nie rozumieją co się wydarzyło podczas tych sześciu dni: wierzą, że miał miejsce długi, naturalny proces rozwoju według praw naszego upadłego świata; ale w rzeczywistości, zgodnie z nauką świętych Ojców, natura nowostworzonego świata była całkiem inna od tego, w którym teraz żyjemy.
Ponieważ Bóg jest wszechmocny, to nic nie stało na przeszkodzie, by stworzył wszystko w sześć dni. Myśl ta jest wyrażona we fragmencie jednego z dziesięciorga przykazań: „w sześciu dniach uczynił Jahwe niebo, ziemię, morze oraz wszystko, co jest w nich” (Wyjścia 20:11).[120] Słowo „dzień” występuje w Biblii 2 182 razy i przeważnie używa się go w dosłownym sensie. Tak jak w angielskim, niemieckim i wielu innych językach, słowo „dzień” (hebrajskie yom) ma dwa znaczenia. Pierwsze to okres (z grubsza) 24 godzin. W opisie stworzenia zwrot „dzień i noc” (Rodz. 1:5; 14-18) występuje dziewięć razy odnosząc się tylko do jasnej lub ciemnej części zwykłego 24-godzinnego dnia.[121] W wyjątkowych przypadkach, które zawsze można zidentyfikować przez kontekst, „dzień” oznacza fizycznie lub astronomicznie nieokreślony okres czasu. W ponad 95 procentach przypadków słowo to odnosi się do 24 godzin.[122] Ponad 200 razy użyto słowa „dzień” z liczebnikiem i zawsze odnosiło się ono do okresu 24 godzin; dodatek „wieczór i poranek” jest dalszą wskazówką, że chodzi o 24 godziny. Słowo „wieczór” występuje 49 razy, a słowo „poranek” — 187 razy. Zawsze w dosłownym sensie.[123] Ponieważ Bóg jest wszechmocny, to nic nie stało na przeszkodzie, by stworzył wszystko w sześć dni.
- Zakończenie
Bóg przemawia przez nasze serca. Zwróćmy się do Niego w modlitwie, aby przebóstwił nas do tego stopnia byśmy mogli pojąć Jego Tajemnice, niezbędne do zbawienia – a czy reszta nie pochodzi od złego. Według mnie istnieje jedna prawda Bożego objawienia, że świat i człowiek został stworzony przez Boga, i choćby anioł z nieba zwiastował inną prawdę moje serce ją odrzuci. Czyż Bóg stworzył obecną ziemię, z jej prawami, wg których silniejszy zjada słabszego i żyje jego kosztem? Czy raczej lew pasł się z jagnięciem, a poprzez wolny uczynek człowieka ziemia stała się tym czym jest, przeklętą, oczekującą zbawienia człowieka, aby razem z nim uleczyć się z zepsucia i powrócić do pierwotnego stanu. Dla umysłu naszych czasów ta prawda wydaje się tak niedorzeczna jak dla greckich filozofów nieśmiertelność ciał i tworzenie z niczego. A jeśli nie będziemy mieli wiary jak małe dzieci, w to co objawia nam Bóg trudno będzie nam wejść do Królestwa Niebieskiego.
Dziś już wiemy, z ogólnych praw fizyki, że czas jest względny, został stworzony ze względu na człowieka, aby uczynić go bogiem. Człowiek jest koroną stworzenia – nazywał zwierzęta – jest królem przyrody, przez którego wszystko łączy się z Bogiem. Ale dziś Ziemia to kiełkujące ziarno w ciemności, które rozwija się bez dostępu światła, bez Ducha Świętego; w pomarszczonym kształcie, i jeśli nie ożywi ją Boża energia, zwiędnie i zmarnieje w swej ewolucyjnej konkurencji. Spójrzmy w głąb siebie, wewnątrz nas istnieje świat idealny, świat którego pragniemy, w nim nie ma miejsce na ewolucję, a tylko na miłość, która daje nam pewność istnienia Boga i nieba w prawdzie, którą nam objawił. Jeśli patrzymy na siebie zmysłami widzimy tylko zwierzę, czy bestię, ale jeśli patrzymy oczami chrześcijańskiej duszy ujrzymy dziecko Boże, istotę, która nosi w sobie obraz i podobieństwo Boże. Zadajmy sobie jeszcze jedno pytanie – czy ewolucja i przemiany prowadzą do doskonałości, czy też są dziełem diabła – i ludzkość coraz bardziej pogrąża się w nihiliźmie? Czy cokolwiek dobrego wypłynie z poglądu, że naturalna jest ciągła konkurencja, gdzie wtedy będzie miłość do słabszych?
Jednak świat współczesny zaakceptował już powstanie wszechświata i człowieka w wyniku ewolucji, a te prądy chrześcijańskie, muzułmańskie czy żydowskie, które ją odrzucają są wyśmiewane i izolowane. Jednak w religii prawosławnej nie ma na miejsca na stworzenie z czegoś innego niż z niczego i nie ma miejsca na konkurencję w której silny zabija słabszego i w ten sposób staje się bliższy Bogu. Ale jeśli wierzymy, że zmartwychwstaniemy, że nasze ciała odrodzą się w innej materii to czy nie pozostaniemy głupcami wierząc, że jesteśmy przypadkowym zlepkiem materii organicznej, który sam się ukształtował w wyniku przypadku. A jeśli wierzymy, że Duchem Świętym żywi się każde stworzenie, że nie potrzebuje energii chemicznej akumulowanej w tkance organicznej ze słońca to odrzućmy wszelką myśl pochodząca od złego, który mami nas, że sami możemy stać się bogami.
„Przede wszystkim należy zauważyć, że świat, jaki obserwujemy wokół siebie, nie jest tym światem, jaki Bóg stworzył. Bóg stworzył świat doskonały. Biblijny opis stworzenia wielokrotnie powtarza znamienne słowa po aktach stwórczych dokonanych w poszczególnych dniach stworzenia: “I widział Bóg, że [rezultaty stworzenia] były dobre”. W stworzonym świecie nie było nieporządku, bólu, cierpienia, chorób, walki o byt, dysharmonii i grzechu. A przede wszystkim nie było śmierci. Obecny świat w niewielkim tylko stopniu przypomina tamten. Wszystko chyli się ku upadkowi. Zwierzęta stale walczą z innymi zwierzętami oraz z chorobami. Obowiązuje powszechna zasada starzenia się i śmierci. Dotyczy to także człowieka, zarówno w aspekcie indywidualnym, jak i zbiorowym. Państwa, a nawet całe cywilizacje, powstają, istnieją przez jakiś czas i upadają. Łatwiejsze jest popełnianie zła niż dobra. Świat jest pełen nienawiści, egoizmu, przestępstw, wojen. Stało się coś złego z doskonałym Bożym stworzeniem. Odpowiedź na pytanie, co się stało, znajdujemy w trzecim rozdziale Księgi Rodzaju. Paweł apostoł tak mówi o tym rozdziale: A to dlatego – jak przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć, i w ten sposób śmierć przeszła na wszystkich ludzi, ponieważ wszyscy zgrzeszyli. (Rzym. 5,12). Trzy główne aspekty Przekleństwa grzechu odpowiadają trzem podstawowym formom stworzenia opisanym w 1. rozdziale Księgi Rodzaju. Najpierw zostały stworzone fizyczne składniki wszechświata (Rdz 1,1), potem życie (Rdz 1,21), a w końcu duchowa natura człowieka (Rdz 1,27). Inne wielkie wydarzenia Tygodnia Stworzenia polegały na kształtowaniu, porządkowaniu i organizowaniu stworzonych istot w różne “rodzaje” ciał fizycznych i biologicznych (wzmiankę o tym możemy znaleźć w 1 Kor. 15,38-41). I podobnie Przekleństwo spadło na składniki fizyczne (Rdz 3,18), królestwo zwierząt (Rdz 3,14) i na rodzaj ludzki (Rdz 3,16.19), ponieważ te trzy elementy – fizyczny, biologiczny i duchowy – były składnikami bytu ludzkiego, a ludzie porzucili Boga.”[124]
Biblia uczy wyraźnie, że na początku cała Ziemia była „bardzo dobra” (Księga Rodzaju 1:31), a wszystkie zwierzęta miały być roślinożerne. Dopiero po tym, kiedy Adam zgrzeszył i przekleństwo śmierci zostało ogłoszone całemu stworzeniu (Rodz. 3:14,19), żywe istoty poczęły umierać. Dlaczego w takim razie tak wiele zwierząt wydaje się być całkowicie dostosowanych do zjadania mięsa? Niektóre z nich wytwarzają śmiertelne trucizny, a inne obronne płyty jako starannie skonstruowane mechanizmy obronne. Jaki był ich cel, skoro zwierzęta zostały stworzone, aby żyć w harmonii? Najbardziej mi się jednak podoba następująca spekulacja. Relacja o przekleństwie z Księgi Rodzaju mówi o wielkich zmianach mających nadejść, a każda z nich wymagała zmiany genetycznej. Rośliny miały mieć więc „ciernie i osty” (w. 18). Wąż miał czołgać się na „brzuchu” (w. 14) przeklęty wraz z resztą zwierząt. Budowa ciała Ewy miała być zmieniona, przez co poród miał być bolesnym przeżyciem (w. 16). Każda z tych zmian wymaga zmiany w DNA i obecnie zamiast być „bardzo dobre”, „całe stworzenie wespół wzdycha i wespół boleje aż dotąd” ( Rzym. 8:22) z powodu obecności grzechu i kary zań — śmierci.[125]
W załączeniu przedstawiam dwa schematy przepływu energii i obiegu materii w przyrodzie przed i po upadku człowieka.
[1] Praca zbiorowa “Zarys dziejów religii Warszawa 1976 Iskry s.. 431
[2] Traktat orficki w przekładzie K. Kumanieckiego, tamże s.. 435
[3] Neoplatonizm [w:]Leksykon pojęć teologicznych I kościelnych wyd. WAM Kraków 2002, Str. 202
[5] Carl Wiegand „Kamienie i Kości Mocne argumenty przeciwko teorii ewolucji” tłum Katarzyna Gieremek Wydawnictwo Megas Warszawa 2000
[6] tamże
[7]http://www.christiananswers.net/polish/creation/aqoo/home.html. 2006.10.14.
[8] tamże
[9] http://www.ing.uni.wroc.pl/~rnied/Ewolucja.htm 2006.10.14.
[10] http://www.jodkowski.pl/rodzina_html/teksty/johnson2.html 2006.10.14.
[11] tamże
[12] Artykuł z książki Kazimierza Jodkowskiego pt. Metodologiczne aspekty kontrowersji ewolucjonizm-kreacjonizm, „Realizm. Racjonalność. Relatywizm”, Wydawnictwo UMCS, Lublin 1998, s. 473-481. Oryginał: Shouting „Heresy” in the Temple of Darwin, Today, October 24, 1994; reprinted in Watchmaker 1995, vol. 2, No. 2; za zgodą Autora z języka ang. tłum. Kazimierz Jodkowski.
[13] Genesis, Creation and early man, The orthodox chrystian vision, Fr. Serafin Rose, Alaska Brotherhood, s. 339
[14] Orygenes, O zasadach, ATK, Warszawa 1979, s. 312-313
[15] Lecomte du Noüy, Human Destinyty, s. 104, ,cyt.za Rose, dz.cyt., s.342
[16] tamże s.112
[17] tamże s.113
[18] tamże s. 197
[19] tamże s. 244
[20] tamże s. 180
[21] tamże s. 345-346
[22] tamże
[23] Genesis, Creation and early man, The orthodox chrystian vision, cyt. za Rose, ,s.346-8
[24] Cyt.za Rose, Stefanus Trooster, Evolution and Doctrine of Original Sin, s 2-3
[25] tamże s. 18
[26] Howard J. Van Till, „When Faith and Reason Meet”, w: Michael Bauman (ed.), Man and Creation. Perspectives on Science and Theology, Hillsdale College Press, Hillsdale, Mich. 1993,cyt za Rose s. 147
[27] „Czy św. Augustyn był prekursorem teorii ewolucji?”, Zagadnienia Filozoficzne w Nauce 1991, z. 13, s. 65-78 oraz Kloskowski, Między ewolucją a kreacją…, s. 26-27.
[28] Howard J. Van Till, “The Fourth Day: What the Bible and the Heavens Are Telling Us About the Creation”, William B. Eerdmans Publishing Company, Grand Rapids, Mich. 1986, rozdziały 1-5.
[29] http://www.magazyn.ekumenizm.pl/content/article/20031013184801531.htm 2006.10.14.
[30] Sudbrack, Josef: Mystik, Darmstadt 2002, s. 146 – w op. Haas/Teilhard-Lexikon I, , za Rose s.239.
[31] http://www.magazyn.ekumenizm.pl/content/article/20031013184801531.htm Magazyn Teologiczny Semper Reformand, Dariusz P. Bruncz 2006.10.14
[32] Theodosius Dobzansky, On Human Life, in St. Vladimir’s Theologican Quarterly, vol17,1973, za Rose, s.100
[33] tamże
[34], Quoted in Speaight, Teihard de Chardin: A Biography, za Rose s. 27
[35], Frank Magill, ed., Masterpieces of Catholic Literature, za Rose s. 1054
[36], Teilhard de Chaedin, The Mistical Milieu, za Rose s. 125
[37], Teilhard de Chardin, The Phenomenon of Man, za Rose s. 297
[38], Frank Magill, ed., Masterpieces of Catholic Literature, za Rose s. 1058
[39], Frank Magill, ed. Masterpieces of Catholic Literature, za Rose s. 1021
[40], Thomas Corbishly, The Spirituality of Teilhard de Chardin, za Rose s. 100
[41] tamże s. 23-24
[42] tamże s. 32
[43] Adam Grzybek Teistyczny ewolucjonizm Kennetha R. Millera, Serwis Filozoficzny „Nauka a Religia” http://www.nauka-a-religia.uz.zgora.pl/index.php?action=tekst&id=64. 2006. 10.14.
[44] Kenneth R. Miller, Finding Darwin`s God, New York 1999, s. 241.
[45] Adam Grzybek Teistyczny ewolucjonizm Kennetha R. Millera, Serwis Filozoficzny „Nauka a Religia” http://www.nauka-a-religia.uz.zgora.pl/index.php?action=tekst&id=64, 2006.10.14.
[46] Darwin’s Black Box: The Biochemical Challenge to Evolution ,The Free Press, New York 1996.
[47] http://www.nauka-a-religia.uz.zgora.pl/index.php?action=tekst&id=48. Przedruk z: Na Początku… 2004, Rok 12, Nr 11-12A (187-188), s. 414-420. 2006.10.14
[48] Roczniki Filozoficzne 2005, t. 53, nr 2, s. 83-103
[49] http://www.nauka-a-religia.uz.zgora.pl/index.php?action=tekst&id=80, 2006.10.14
[50] http://www.nauka-a-religia.uz.zgora.pl/index.php?action=tekst&id=77, Maciej Piosik, Zasada NOMA, Praca licencjacka z filozofii pisana pod kierunkiem prof. dra hab. Kazimierza Jodkowskiego.
[51] Tamże Str. 13
[52] Stephen Jay Gould, Skały wieków. Nauka i religia w pełni życia, przełożył Jacek Bieroń, Zysk i S-ka, Poznań 2002.
[53] Maciej Piosik Praca …. s. 14
[54] Skały wieków Nauka i religia , s. 9.
[55] M. Piosik s. 16
[56] Jodkowski, „NOMA, cudy…”.
[57] M Piosik ……
[58] Michał Heller, Zbigniew Liana, Janusz Mączka, Włodzimierz Skoczny, Nauki przyrodnicze a teologia: konflikt i współistnienie, Academica, Wydawnictwo Diecezji Tarnowskiej, Tarnów 2001, s. 51.
[59] Za K. Jodkowskim (Alfred Läpple, Od Księgi Rodzaju do Ewangelii. Wprowadzenie do lektury Pisma Świętego, Wydawnictwo ZNAK, Kraków 1983, s. 35);
[60] Zgodnie z prawosławnym poglądem nieśmiertelny stan człowieka w raju był jego naturą, a nasza obecna natura jest zmieniona. Wtedy byliśmy potencjalnie nieśmiertelni; teraz staliśmy się śmiertelną istotą, ponieważ śmierć jest w ciele.
[61] Za stroną Nauka i Religia Acta Apostolicae Sedis, 42 (1950); Civiltà Cattolica, (1950) III, 470 ns.; La Scuola Cattolica, 78 (1950) 394; przekład polski z Breviarium fidei. Kodeks doktrynalnych wypowiedzi Kościoła, opracowali J.M. Szymusiak SJ i S. Głowa SJ, Poznań – Warszawa – Lublin 1964, V, 38 (cyt. za: Galbiati, Piazza, Biblia…, s. 107). Nieco inne tłumaczenie tego fragmentu por. w: Läpple, Od Księgi…, http://www.google.pl/search?hl=pl&q=z+Breviarium+fidei.+Kodeks+doktrynalnych+wypowiedzi+Ko%C5%9Bcio%C5%82a%2C+opracowali+J.M.+SZYMUSIAK+SJ+i+S.+G%C5%81OWA+SJ&btnG=Szukaj+w+Google&lr=,2006.10.14.
[62] Za Stroną Nauka i Religia – Pełny polski tekst przesłania papieża opublikowany został w Osservatore Romano rok 18, 1/189/1997, s. 18-19. Skróconą wersję por. Jan Paweł II, „Orędzie życia”, W Drodze 1997, nr 9 (189), s. 43-46 (przedrukowane w: Na Początku… 1999, nr 3 (114), s. 66-70).
[63] Za Stroną Nauka i Religia, Mieczysław Pajewski zauważa jednak, że „do wypowiedzi tej nie można stosować znanej doktryny o nieomylności papieża, http://www.google.pl/search?hl=pl&q=z+Breviarium+fidei.+Kodeks+doktrynalnych+wypowiedzi+Ko%C5%9Bcio%C5%82a%2C+opracowali+J.M.+SZYMUSIAK+SJ+i+S.+G%C5%81OWA+SJ&btnG=Szukaj+w+Google&lr=, 2006.10.14.
[64] http://www.kosciol.pl/article.php?story=20050720224829264
[65] tamże
[66] http://www.nauka-a-religia.uz.zgora.pl/index.php?action=tekst&id=88, 2006.10.14
[67]http://www.vatican.va/roman_curia/congregations/cfaith/cti_documents/rc_con_cfaith_doc_20040723_communion-stewardship_en.html. w j. ang. 2006.10.14
[68] Kenneth R. Miller, http://www.nauka-a-religia.uz.zgora.pl/index.php?action=tekst&id=88, Darwin, projekt i wiara katolicka, 2006.10.14.
[69] Kenneth R. Miller, http://www.nauka-a-religia.uz.zgora.pl/index.php?action=tekst&id=88, Darwin, projekt i wiara katolicka, 2006.10.14.
[70] tamże
[71] za Millerem http://www.christusrex.org/www1/pope/vise10-23-96.html. w j.ang , 2006.10.14.
[72] tamże
[73] http;//www.creationism.org.pl
[74] Православное Догматическое Богословие
[75] za Nauka I Religia…..
[76]Alfred Läpple, Od Księgi Rodzaju do Ewangelii. Wprowadzenie do lektury Pisma Świętego, Wydawnictwo ZNAK, Kraków 1983, s. 35
[77]Św. Bazyli Wielki Hexmeron 9:1 za Rose, s. 135-36
[78]Św. Serafin, Komentarz do ks. Rodzaju, za Rose s. 282
[79] tamże, s.287
[80] tamże, s. 315
[81] Św. Bazyli Wielki, Heksameron 5:6 za Rose, s.74
[82] tamże, 5:10, s. 74
[83] tamże, 7:1, s. 105
[84]Św. Jan Chryzosom , Homilie do ks. Rodzaju 7:3, za Rose s.52
[85]Św. Grzegorz Teolog, Homilia 44, „On New Week, Spring, and the Commemoration of the Martyr Mamas,” za Rose ss. 656-57
[86]Św. Jan Chryzosom , Homilie do ks. Rodzaju,, za Rose s. 60-61
[87]Św. Bazyli Wielki, Hexameron 2:8, za Rose s. 33-34
[88]Św Grzegorz Teolog, Homilia 44, „On New Week, Spring, and the Commemoration of the Martyr Mamas.” za Rose s. 657
[89]Św. Jan Chryzosom , Homilie do ks. Rodzaju 2:4, za Rose s. 11-12
[90] tamże, 14:5, s. 116
[91]Św. Jan z Damaszku, Na herezje 64, za Rose s. 126
[92] Św. Makary Wielki, Siedem homili 4:5, za Rose s. 385
[93]Św. Grzegorz Teolog, Homilia na Teofanię, 12, za Rose s. 348
[94], Św. Grzegorz Palama, W obronie świętych hezychastów, Triad 2:3, za Rose s. 430-432
[95] tamże
[96] tamże
[97] 2 stichira stichowna wieczerni 1 września (tłum. autora)
[98] stichira stichowna św. Jana z Damaszku wieczerni 1 września (tłum. autora)
[99] Kanon 1 września 1 troparion 8 pieśni (tłum. autora)
[100] 2 stichira na chwlitiech 1 września (tłum. autora)
[101] Troparion 1 września (tłum. autora)
[102] Kondakion 1 września (tłum. autora)
[103] 2 troparion 8 pieśni kanonu 1 września (tłum. autora)
[104] 2 swietilien 1 września (tłum. autora)
[105] 1 stichira na chwlitiech 1 września – Jana Mnicha (tłum. autora)
[106] 2 troparion 9 pieśni kanonu 1 września (tłum. autora)
[107] http://abovo.net.ru/book/84788, 2006.10.14.
[108] tamże
[109] także 351-354
[110] Rose
[111] Rose, s. 370-372
[112]Fr. John Meyendorff, Teilhard de Chardin: A Preparatory Note” (in Russian), in Messenger of the Russian Student Christian Movement, Paris, nr 95-96, 1970, za Rose s. 32
[113]Editor’s Preface to Teilhard de Chardin and Orthodox Tradition, by Fr. George Klinger (in Russian), in Mesenger of the Russian Student Christian Monevment, nr 106, 1972, za Rose s. 111-32
[114] Прот. Николай Иванов “И сказал Бог… толковане первых глав Книги Бытия” 2005r. Chrześcijańskie życie Klin, s.32
[115] Tamże s.33
[116] tamże
[117] Tamże s 108
[118] Tamże s 445
[119] Rose s. 349-351
[120] Werner Gitt o długości dni stworzenia: Na Początku… nr 4 (2001), s. 119-120. (Opracowano na podstawie notatki w TASC May 2001.) http://creationism.org.pl/artykuly/MPajewski14, 2006.10.14
[121] tamże
[122] tamże
[123] tamże
[124] Pod Prąd MEANDRY SPORÓW O POCHODZENIE cz. II , http://www.podprad.knp.lublin.pl/archiwum 2.php?idg=34&tyt=MEANDRY%20SPORÓW%20O%2 0POCHODZENIE%20cz.%20II, 2006.10.14
[125] http://creationism.org.pl/artykuly/JDMorris9 John D. Morris Na Początku… styczeń-marzec 2001, nr 1-3 (138-140), s. 55-57. John D. Morris, If All Animals Were Created as Plant Eaters, Why Do Some Have Sharp Teeth?, Acts & Facts April 1997, vol. 26, No. 4, Back to Genesis No. 100. Z jęz. angielskiego za zgodą Autora tłum. Katarzyna Gieremek), 2006.10.14.